przyczyny i skutki kryzysu ekonomicznego

Skutki kryzysu: 1. Na skutek wystąpieniatrudnej sytuacji pojawia sięwzrost napięcia,niepokój, dyskomfort psychiczny, co prowadzi do uruchomienia nawykowych sposobów rozwiązywaniaproblemów–to faza niespecyficzna i nie musi prowadzićdo kryzysu. 2. Brak sukcesówprzy nieustannym trwaniu sytuacji trudnej powoduje dalszy wzrost Na razie jednak UE mozolnie forsuje politykę włączania celów klimatycznych w działania mające łagodzić skutki kryzysu energetycznego. W czerwcu 2022 r. kraje UE uzgodniły stanowisko Rady („podejście ogólne”) w sprawie pakietu Fit for 55 – unijnego planu przekształcenia celów Europejskiego Zielonego Ładu w prawo UE. Ostatecznie, istnieje konieczność zapewnienia kompleksowych szkoleń w zakresie bezpieczeństwa w czasie epidemii, ustanowienia opartych o fakty wytycznych w zakresie środków indywidualnych i zwiększenia świadomości pracowników dotyczącej zapobiegania ryzyku. 5. Zaplanowanie działania w związku z zagrożonym łańcuchem dostaw. Główne wnioski płynące z opracowania: współczesny kryzys finansowy wpisuje się w tradycyjny model kryzysu finansowego opracowany przez Minsky'ego; przyczyn kryzysu było wiele, lecz podstawową było zlekceważenie szybkiego rozwoju rynku papierów wartościowych opartych na ryzykownych kredytach hipotecznych oraz narastania bańki Zeszyty Naukowe Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego w Zielonej Górze, 2(2), 6-17. Celem artykułu jest przedstawienie zjawiska kryzysu finansowego pierwszej dekady XXI wieku. Realizacja tego celu wymaga wyjaśnienia podstawowych pojęć związanych z kryzysem finansowym oraz modeli, które opisują przebieg kryzysu finansowego. Site Rencontre Pour Personne Marié Gratuit. Aktualny obraz kryzysu gospodarczego i finansowego na świecie przedstawia wyhamowanie wzrostu gospodarczego. Zalicza się do niego nieustanny wzrost bezrobocia, spadek tempa wzrostu inwestycji jak i spadek wydatków na się wzrost cen walut, które mogłyby spowodować zmniejszenie importu i eksportu. W związku z tym można jednoznacznie stwierdzić niekorzystną płynność finansową niektórych branż. Wynikiem, czego są zmniejszenia zatrudnienia, redukcja etatów, jak i ograniczenie godzin pracy wraz z godzinami przyszłości poprzez te czynniki może dojść do upadłości niektórych przedsiębiorstw. Wiele instytucji wykorzystuje czas kryzysu, aby osiągnąć tym samym własne cele manipulując przy tym koszty. Wielu ekspertów gospodarczych nie przypuszczało, aż takiego załamania rynku. Krajowe banki mają solidne bilanse i niektóre już przestały sobie wzajemnie pożyczać pieniądze. Niechętnie udzielają kredytów, a jeśli już to bardzo ostrożnie. Wiąże się to z dokładną analizą. Dokumenty, wyniki, które nie dotyczą wyłącznie nowych linii kredytowych, ale także tych odnawialnych. Firmy dysponujące mniejszymi zasobami ograniczają zatrudnienia, bądź godziny wykonywanej połowa dominujących polskich przedsiębiorstw sprzedaje produkty, bądź usługi za granicą kraju. Przez to popyt eksportowy zmaleje, odbije się to na wielkości produkcji i na skali bezrobocia. Do jego wzrostu przyczynić się może powrót emigrantów zarobkowych. Choć większość z nich, a zwłaszcza Ci pracujący za granicą legalnie pozostaną zapewne tam na dłużej. W państwach zachodnich wsparcie dla osób nieposiadających pracy jest większe niż u nas. Jednakże polska gospodarka ma solidne podstawy, które w dużym stopniu pozwolą jej uchronić się przed skutkami ogólnoświatowego spowolnienia. Będzie ona w stanie uniknąć najgorszych szkód, które może wyrządzić globalny kryzys. Jego tempo będzie niższe niż w innych krajach Europy kryzysuDo ważniejszych przyczyn kryzysu gospodarczego i finansowego zaliczyć należy nadmierną akcję kredytową. Pazerność głównych graczy rynkowych, spekulacje bankowe jak i słabość nadzoru finansowego. Skutki kryzysu, które można już zauważyć w Polsce to spowolnienie gospodarcze, wzrost ryzyka kredytowego, problemy z płynnością, wzrost kosztów i prowizji bankowych. Przyczyną globalnego kryzysu finansowego jest przenoszenie go z innych krajów. Takich jak USA do Polski. Przenoszenie kryzysu na naszą gospodarkę następuje za sprawą swobody przepływu dóbr, usług i kapitału. Według dostępnych źródeł przyczyn obecnego kryzysu należy szukać nie tylko w sferze finansowej, ale także w instytucjach, które są odpowiedzialne za tworzenie i stosowanie regulacji rynków finansowych. Przyczyny kryzysu wynikają z błędów w sferze regulacyjnej, nadzorczej oraz niewłaściwej polityki rynku. Gospodarka i finanse oparte są głównie na spekulacji i finansowych sztuczkach, które musiały wcześniej czy później eksplodować i zachwiać kryzysuKryzys zdecydowanie wywołał negatywny skutek na gospodarkę światową. Zauważalne jest wyhamowanie wzrostu gospodarczego. Przede wszystkim rośnie bezrobocie, po czym następuje spadek inwestycji. Rosną wydatki na konsumpcję, a ceny walut ewaluują, co początkuje zmniejszenie importu i eksportu. Płynność finansowa jest zachwiana w niektórych branżach, skutkiem, czego jest minimalizacja zatrudnienia. Trudności europejskich firm w jakimś stopniu wpływają na sytuację polskich kontrahentów. Poza tym bombardowani katastroficznymi wiadomościami ze świata Polacy zaczęli się bardziej liczyć z pieniędzmi i ograniczą swoje zakupowe apetyty. Poziom inflacji spada, ale nie tak szybko jak w innych firmy wykorzystują kryzys, aby osiągnąć swój cel zmniejszając tym samym koszty. Największym problemem polskiej gospodarki we współpracy z innymi państwami może być drastyczny spadek eksportu jak i importu. Obecna sytuacja gospodarcza powoduje niepewność i brak stabilizacji wśród społeczeństwa. Dzięki temu konsumenci stają się coraz bardziej rozsądni i zabezpieczają się finansowo zakładając konta oszczędnościowe, bądź lokaty. W tym załamaniu gospodarczym jest sporo minusów, ale po przez takie sytuacje można zyskać coś, czego by się nie uzyskało, gdyby nie zaszła taka potrzeba. Jest nim zdrowy rozsądek, który przede wszystkim pobudza w ludziach wolę oszczędzania i rozsądnych wydatków, a zwłaszcza bilansowania własnego budżetu tzn. kupuj to, co potrzebne, a unikaj tego, co zbędne. i skutki kryzysu finansowego Wszyscy mówią o kryzysie finansowym, ale jakie są przyczyny, że się pojawił? Diagnozę próbują postawić ekonomiści i publicyści. Często słychać o błędach rynku, chciwości finansistów czy wręcz o klęsce kapitalizmu. Bezradny okazał się też nadzór finansowy w postaci SEC oraz Fed-u. Nie wykazali się też audytorzy, którzy aprobowali manipulacje księgowe banków inwestycyjnych. To wszystko prawda, ale są to mechanizmy powstania kryzysu, lecz nie jego przyczyny. W końcu, czy większe pretensje można mieć do wilka pożerającego owce, czy do pasterza, który świadomy zagrożenia pozostawia je bez opieki? Zdaniem analityków, aby zrozumieć rzeczywiste przyczyny obecnego kryzysu, należy cofnąć się do dość odległej przeszłości. Amerykański system finansowania rynku nieruchomości powstał po Wielkim Kryzysie w latach 30-tych XX wieku. Z inicjatywy prezydenta Franklina D. Roosevelta została utworzona agencja Fannie Mae, której zadaniem było wsparcie Amerykanów marzących o własnym domu. Fannie skupowała od banków kredyty hipoteczne i korzystając z gwarancji rządowych tworzyła z nich obligacje (MBS), które następnie sprzedawała inwestorom. Dzięki wiarygodności rządu Stanów Zjednoczonych papiery te zapewniały tanie refinansowanie akcji kredytowej, co z kolei obniżało oprocentowanie i zwiększało dostępność kredytów mieszkaniowych. Jak poinformował system działał bez zarzutów przez przeszło 70 lat, dopóki korzystały z niego osoby o dobrej wiarygodności kredytowej, a banki skrupulatnie oceniały ryzyko. Sytuacja uległa zmianie pod koniec ubiegłego stulecia. W roku 1999 pod naciskiem administracji prezydenta Billa Clintona, Fannie Mae poluzowała kryteria, według których oceniała kupowane kredyty. Banki zostały oficjalnie zachęcone do udzielania pożyczek osobom o słabej kondycji finansowej. Nikt nie ukrywał, że chodziło o to, by przedstawiciele "kolorowych" mniejszości etnicznych mogły łatwiej i taniej dostać kredyt mieszkaniowy. Ówczesny szef Fannie Mae nazwał nowy rynek skromnym mianem "subprime". Zadziwiające jest, że wszyscy zdawali sobie wówczas sprawę z ryzyka tej decyzji. Analitycy podają kolejny element kryzysowej układanki, który pojawił się już dwa lata później. Od stycznia 2001 roku do czerwca 2003 Rezerwa Federalna pod przewodnictwem Alana Greenspana obniżyła stopę funduszy federalnych z 6,5% do zaledwie 1%. Ruch ten był reakcją na pęknięcie giełdowej bańki spekulacyjnej, powstałej w branży internetowej. Chcąc pomóc giełdowym inwestorom i uchronić USA przed (zapewne krótką i łagodną) recesją, Greenspan zdecydowanie poluzował politykę monetarną – czasy niesamowicie taniego pieniądza trwały przez rok. Owce zostały wypuszczone na nieogrodzoną łąkę. W efekcie amerykańskie banki zostały zalane ogromną ilością tanich dolarów. W okresie zaledwie 3,5 roku podaż pieniądza M3 wzrosła o 28%, osiągając wartość mld dolarów. Przy niskiej rentowności obligacji skarbowych wszyscy inwestorzy szukali okazji do jakiegokolwiek zarobku (chociażby powyżej inflacji). W ten sposób banki zostały przez rząd i Fed zachęcone do udzielania coraz większej ilości kredytów typu subprime, na które bez problemu znajdowano kupców w Nowym Jorku. Wilki ruszyły na polowanie. W opinii portalu czujność banku centralnego została uśpiona przez oficjalnie niską inflację (w 1990 roku zmieniono sposób jej obliczania): w latach 2001-2006 wskaźnik CPI praktycznie nie przekraczał 4%. Za część takiego stanu rzeczy odpowiadała zmiana metodologii, tanie towary importowane z Chin oraz stabilne ceny ropy naftowej. Jednakże pod okiem władz monetarnych rósł kolejny bąbel spekulacyjny – tym razem na rynku nieruchomości. W 2005 roku ceny domów w niektórych stanach (Arizona, Kalifornia, Floryda) rosły po ok. 25% r/r. W latach 2000-2006 indeks S&P/Case-Shiller (mierzący ceny domów w 20 amerykańskich metropoliach) wzrósł o prawie 90%. Do roku 2007 wszyscy byli zadowoleni: budownictwo i konsumpcja napędzały wzrost PKB (na kredyt), banki i inwestorzy zarabiali dziesiątki miliardów dolarów, a na Wall Street trwała hossa. Miliony niezbyt bogatych Amerykanów mogły sobie pozwolić na zakup wymarzonych domów (myśląc, że ich wartość zawsze będzie rosła, więc banki pozwolą zrefinansować kredyt nowymi pożyczkami). Wilki były syte. Analitycy zwracają uwagę, że chociaż bańka na rynku nieruchomości zaczęła pękać już w 2006 roku, to o kryzysie zaczęto mówić dopiero latem ubiegłego roku. Jeszcze w listopadzie pod wpływem redukcji stóp procentowych przez Rezerwę Federalną S&P500 ustanowił nowy rekord wszechczasów. Ale to był fałszywy sygnał – rozpoczęta wówczas bessa (jesienią 2008) zaczęła być nazwana Krachem, powtórką Wielkiego Kryzysu, finansową Apokalipsą itp. Co ciekawe – powszechnie zaczęto oczekiwać ratunku z Rezerwy Federalnej i rządu, których decyzje zapoczątkowały cały kryzys. Wilki zaczęły błagać o ratunek. Zaczęto pytać, czy gospodarz dysponuje jeszcze jakimiś owcami? Czy kryzys w USA będzie miał jakikolwiek wpływ na sytuację w Polsce? O pierwszych polskich ofiarach kryzysu donosi "Metro": "Doradcy kredytowi, to w Polsce pierwsze ofiary kryzysu finansowego. Jeszcze niedawno zarabiali nawet po 20-30 tys. zł miesięcznie. Teraz trzeba zacisnąć pasa. Doradcy z mało znanego Domu Kredytowego "Notus" najczęściej nie mieli w swojej firmie nawet umowy o pracę. Dostawali służbowy telefon, szukali klientów i pomagali im uzyskać w banku pożyczkę. Niektórzy w najlepszych miesiącach zarabiali po 50 tys. zł. – Teraz na nasze konta wpływa góra 20% tego, co jeszcze dwa miesiące temu – zdradza jeden z pracowników. Eksperci od rynku pracy potwierdzają, że dla bankowców i doradców kredytowych skończyło się pożyczkowe Eldorado, które trwało przez ostatnie dwa lata. Według danych Związku Banków Polskich w 2006 r. Polacy pożyczyli na mieszkania 44 mld zł, a w 2007 r. prawie 60 mld zł. Prognozy na ten rok mówiły o 68 mld zł, ale ZBP już wycofał się z tej prognozy." Dziennik "Polska" zaalarmował o szykującym się wzroście bezrobocia: "Kryzys na rynkach finansowych w USA, spowolnienie gospodarcze w Europie Zachodniej i umacniający się złoty spowodowały, że polskie firmy zaczęły masowo zwalniać pracowników. Po raz pierwszy od pięciu lat wzrosła liczba zwolnień grupowych w firmach. W pierwszej połowie tego roku 147 firm zapowiedziało redukcję zatrudnienia o 10 tysięcy osób – to dokładnie tyle samo, co w całym ubiegłym roku." Według dziennika zwolnienia szykują się w dużych państwowych przedsiębiorstwach: PKP Cargo, stoczniach w Gdyni i Gdańsku oraz w Poczcie Polskiej. Łącznie w tych firmach zatrudnienie może stracić nawet 40 tysięcy osób, a jeśli dodać do tego mniejsze spółki, bez pracy zostanie blisko 70 tysięcy ludzi. Networkowcy. Do dzieła. (Piotr Hoffmann) fot. Kryzysy ekonomiczne w zdecydowanej większości aspektów odbierane są negatywnie – ludzie tracą pracę, firmy upadają i ogólny dobrobyt spada. Odpowiedzią na każdy kryzys jest próba złagodzenia jego przebiegów, co oczywiście w założeniu wydaje się słuszne. Niemniej jednak na kryzysy można popatrzeć także z innej perspektywy – tej rynkowej. W krótkim terminie skutki kryzysów są bolesne, jednak w długiej perspektywie ich wystąpienie może przynieść więcej korzyści niż strat. Co dobrego może wyniknąć z tak dotkliwego kryzysu, z jakim będziemy się mierzyć po koronawirusie? Zacznijmy od zaakceptowania kilku faktów - kryzysy były, kryzysy są i kryzysy będą. Kryzysy są potrzebne w każdej gospodarce. Dlaczego? Głównym powodem jest to, że kryzys oznacza, że szeroko pojęty rynek nie jest w równowadze. Brak równowagi, jak sama nazwa wskazuje, jest stanem, którego nie można utrzymać. Jeżeli zatem wzrost PKB kraju jest wyższy od takiego, który wynika z rzeczywistych możliwości i rentowności kapitału (i finansowego, i ludzkiego), to w końcu całość musi się załamać i wyrównać. Problemem, który pojawił się w ostatnich dekadach, jest to, że polityka monetarna i fiskalna stała się lepsza w tzw. łagodzeniu kryzysów poprzez interwencje rynkowe. Do przykładów takich interwencji można zaliczyć: Dodruk pieniądza, Niskie stopy procentowe, Wszelkie pomoce rządowe ratujące przedsiębiorców przed upadkiem, Różnego rodzaju redystrybucja dochodu poprzez podatki, Programy wzmacniające konsumpcję (np. 500 plus). Można by tutaj wymienić jeszcze więcej przykładów. Takie interwencje w sytuacji równowagi ekonomicznej wytrącają rynek z równowagi. Na przykład wprowadzenie programu 500 plus zwiększa poziom popytu w gospodarce, co może doprowadzić do nierównowagi na rynku towarów i usług. Nie można tego jednak robić w nieskończoność – kiedyś rynek nie wytrzyma i odpowie, np. inflacją. Gdy taka interwencja jest prowadzona podczas kryzysu, jej cel jest trochę inny - ma działać w odwrotności do korekty rynkowej, która wystąpiła. Przykładowo w sytuacji ostatniego kryzysu finansowego przez długi czas popyt na pieniądz był zbyt wysoki, co skutkowało bańką ekonomiczną. W końcu rynek dotarł do punktu, w którym ten popyt musiał się załamać, aby wróciła równowaga. Poprzez ekspansywną politykę monetarną (programy QE, niskie stopy procentowe) wiele krajów próbowało odpowiedzieć na to, zwiększając podaż pieniądza i tym samym próbując przywrócić rynek do wcześniejszego stanu. Według klasyków ekonomii te interwencje były próbą osiągnięcia czegoś niemożliwego, ponieważ interwencja rynkowa może działać w krótkim okresie. Po wielu latach okazało się, że klasyczna teoria ekonomii nie jest daleka od prawdy. Wiele krajów po kryzysie finansowym zamiast szybkiego powrotu do wysokich wzrostów, zastało niski lub nawet zerowy wzrost ekonomiczny połączony z deflacją i bezrobociem (patrz: kraje południowej Europy). Dlaczego tak się stało? Bo punktem równowagi na rynku pieniądza nie był stan sprzed kryzysu, a stan zaraz po nim. Innymi słowy kryzys przywrócił gospodarkę do równowagi, ale równowaga w tym punkcie wydawała się wówczas niemożliwa do akceptacji dla polityków. Zamiast pozwolić rynkowi się wyleczyć i wejść na właściwe tory, rozpoczęto interwencje, których efektem było rozwleczenie kryzysu na wiele lat, wywołane ciągłą próbą stymulowania gospodarki przez polityków (i tym samym zaburzania jej równowagi). Nie twierdzę, że brak interwencji jest lepszy niż interwencja – wiele zależy od zamysłu, skali i mądrości tych interwencji. Są kraje, które lepiej sobie z tym radzą od innych, a są takie, które w ogóle sobie nie radzą. Interwencja powinna jednak być odpowiedzią na wykrytą nierównowagę na rynku – to przeciwdziałałoby kryzysom. W rzeczywistości interwencje rynkowe częściej wywracają równowagę niż do niej prowadzą. Kryzys koronawirusowy łączy jedno: niemal wszystkie kraje sobie z tym nie radzą. Kryzys jest mocniejszy od wszelkiego rodzaju interwencji, nieważne jak duże by one nie były. Niemal każdy kraj, w którym ilość zachorowań jest spora, boryka się z mocnym spadkiem PKB. W jaki sposób taka niemoc rządzących wobec gospodarki może być dobra? Artykuł jest dostępny dla czytelników magazynu FXMAG. Chcesz uzyskać dostęp do artykułu? Przyczyny kryzysu Motto: Jadąc tam spodziewałem się, że poza zabytkami (głównie starożytnymi), będzie to państwo podobne do krajów zachodnioeuropejskich (zwłaszcza stolica). Może niepotrzebnie sugerowałem się członkostwem Grecji w Unii Europejskiej. Tymczasem to nie tylko kulturowo, ale i gospodarczo państwo „wschodu”. (cytat z podsumowania opisu mojej pierwszej wycieczki do Grecji w 2001 r.) Trudno wskazać zaledwie jedną czy dwie przyczyny zapaści finansów Grecji - w rzeczywistości złożyło się na to wiele czynników. Bezpośrednią przyczyną było oczywiście funkcjonujące od lat zwiększanie wydatków bez pokrycia, przez kolejne emisje obligacji. To powodowało kumulowanie się długu publicznego, aż wreszcie został przekroczony punkt, w którym rynki finansowe zaczęły reagować nerwowo. Jednak co spowodowało, że rządzący Grecją musieli tak bardzo zadłużać swój kraj? warunki naturalne - 2/3 obszaru Grecji stanowią góry, zaś klimat ubogi w opady w okresie wegetacji roślin wymusza kosztowne nawadnianie (blisko 30% obszarów uprawnych); sprawia to, że rolnictwo jest bardzo nieefektywne, zwłaszcza przy wielkim rozdrobnieniu gospodarstw rolnych i zaspokaja zaledwie potrzeby mieszkańców; eksport produktów rolnych możliwy jest z bardzo niewielu obszarów i dotyczy głównie oliwy z oliwek, wina, warzyw i cytrusów; również hodowla ma małe znaczenie ze względu na niską jakość pastwisk i praktycznie pozwala tylko na zaspokajanie własnych potrzeb Greków; pomimo postępującej w ostatnich 20-30 latach intensyfikacji produkcji rolnej, głównie za sprawą dotacji unijnych, istotne znaczenie w produkcji żywności ma jedynie rybołówstwo oraz połów skorupiaków; wszystko to sprawia, że rolnictwo zapewnia zaledwie kilka procent PKB; surowce i przemysł - głównym bogactwem naturalnym Grecji są wysokiej jakości złoża boksytów i bazujący na nich przemysł aluminiowy (huty i liczne tłocznie); złoża innych metali są już jednak uboższe i nie odgrywają istotnego znaczenia w produkcji i eksporcie; praktycznie wszędzie też są złoża wapieni zasilających lokalny przemysł cementowy i budownictwo; pozostałe gałęzie przemysłu są bardzo słabo rozwinięte i zaspokajają głównie potrzeby samych Greków; skomplikowane wyroby przemysłowe ( elektronika, samochody) muszą być importowane; szczęśliwie dla Greków, sprzyjające warunki klimatyczne i brak wysokorozwiniętego przemysłu sprawiają, że Grecja nie ma wielkich potrzeb do importu surowców energetycznych - 90% potrzeb zapewniają rodzime złoża węgla brunatnego, reszta to import mazutu oraz elektrownie wiatrowe i wodne; przy 20% udziale przemysłu w wytwarzaniu PKB Grecja nie może być potęgą gospodarczą; minimalny eksport w Grecji niewiele jest dużych przedsiębiorstw; każdy Grek chce być prezesem :-), bo Grecy nie lubią pracować dla innych; dlatego często zakładają własne firmy; jedna trzecia osób na rynku pracy jest na samozatrudnieniu - wielu otwiera małe sklepy, tworzą małe przedsiębiorstwa rodzinne; produkcja z takich małych firm przeważnie służy do zaspokojenia lokalnych rynków i w rezultacie prawie nic się nie eksportuje; jeśli uwzględni się dodatkowo, że większość z tych firm według zeznań podatkowych osiąga dochody poniżej progu od którego zaczyna się płacenie podatków, to staje się oczywiste, że państwo niewiele zarabia na takiej działalności gospodarczej obywateli; mentalność obywateli - wielowiekowa okupacja powodowała powszechny bunt mieszkańców wobec zarządzających ich krajem najeźdźców; po uzyskaniu niepodległości bunt ten przeniósł się na władze greckie - do dziś istnieje tradycyjna niechęć do władzy, przejawiająca się w notorycznym unikaniu płacenia podatków, uznawanym za akt patriotyzmu - jak nie kiwasz władzy jesteś frajer; wielokrotnie miałem z tym do czynienia podczas moich podróży po Grecji - płacąc za wszelkie towary czy usługi prawie nigdy nie otrzymywałem paragonów - więc cały zysk szedł do kieszenie sprzedawcy, a państwo nie miało z tego ani centa; podobnie jest przy większych transakcjach - wiele z nich dokonywanych jest z pominięciem odprowadzania podatku; inny przykład - podatek od nieruchomości - aby go nie płacić, Grecy projektują domy „na wyrost”, np. z jedną kondygnacją więcej, potem zatrzymują budowę na początku tej dodatkowej kondygnacji i najnormalniej w świecie zamieszkują w takim „niedokończonym” domu, z prętami zbrojeniowymi sterczącymi z dachu, nie płacąc podatku; szacuje się, że szara strefa stanowi ok. 25-30% PKB; choć jest to wynik podobny do innych krajów nad Morzem Śródziemnym (Włochy, Hiszpania) czy Portugalii, to jednak Grecja ma o wiele mniejsze od nich inne możliwości pozyskania przychodów państwa, gdyż PKB Grecji oparte jest w decydującej części na usługach; istotnym czynnikiem podtrzymującym szarą strefę jest wręcz patologiczna korupcja (zwłaszcza w służbie zdrowia, samorządzie lokalnym i aparacie fiskalnym) i nepotyzm; szacuje się greckie straty związane z korupcją na 8-10% PKB (ponad 20 mld euro); Grecy nie tylko uchylają się od płacenia podatków, ale też jak mogą oszukują, aby otrzymać unijne fundusze; przykładowo - aby oszacować dotacje do upraw oliwek wykonywano zdjęcia lotnicze terenów, aby w ten sposób policzyć ilości drzew - „pomysłowi” Grecy masowo stawiali atrapy drzewek i w kolejnych dniach przenosili je na inne oblatywane miejsca; w czerwcu 2011 roku wyszło na jaw, że co najmniej 4,5 tysiące zmarłych Greków (a ściślej ich rodzin) nadal pobiera emerytury, bo nie został o ich śmierci powiadomiony urząd - skala tego procederu jest zapewne większa; przykłady takich działań można mnożyć; rządy rodzin - chociaż Grecja jest kolebką współczesnej demokracji i za takie państwo jest uważana obecnie, to jednak ma tam miejsce dziwna sytuacja: od upadku rządu „czarnych pułkowników” w 1974 r. Grecją rządzą naprzemiennie elity polityczne, których trzon stanowią trzy rodziny: Papandreu (socjaliści), Karamanlis (konserwatyści) i Mitsotakis; głowy tych klanów obdarzały swoich przyjaciół dobrobytem na kredyt; doprowadziły do takiego rozdęcia aparatu państwowego, by każdy mógł mieć w nim swój udział i stworzyły w ten sposób biurokratycznego potwora; w interesach partyjnych chodziło bardziej o wyświadczanie sobie wzajemnie przysług niż o politykę; ten, kto mógł rozdawać publiczne pieniądze, kupował sobie przyjaciół i wyborców; ci zaś byli potem coś winni partii oraz rodzinie, która ją opanowała; tak powstała grecka feudalna demokracja; pokolenia przychodzą i odchodzą, nazwiska tych na górze pozostają jednak stale te same: Papandreu i Karamanlis, Karamanlis i Papandreu, pomiędzy nimi od czasu do czasu Mitsotakis; w żadnej europejskiej demokracji nie było jeszcze nigdy czegoś podobnego. nadmierne przywileje socjalne - pracownicy za naturalne uznają prawo do 13. (na Boże Narodzenie) czy 14. (na Wielkanoc) pensji, ale są i takie grupy, które otrzymują kolejne dwie dodatkowe pensje; identycznie jest z emeryturami, które przysługują już od 53 roku życia; również naturalnym dla Greków są coroczne podwyżki wynagrodzeń i wiele innych przywilejów; mieszkańcy żyjący z turystyki zaledwie przez 4-5 miesięcy w roku, nie muszą w pozostałych miesiącach szukać innych źródeł dochodów - otrzymują wówczas zasiłek od państwa, pozwalający na dostatnie życie (więcej o przywilejach socjalnych); wszystko to sprawa, że Grecja zdaje się być typowym przykładem degeneracji współczesnego państwa socjalnego; państwa, w którym z roku na rok powinno się żyć lepiej; w którym coraz mniej się pracuje, coraz lepiej jest się chronionym, ma się coraz więcej przywilejów i zabezpieczeń, a następne pokolenie sądzi, że ma prawo żyć wygodniej i bardziej beztrosko od poprzedniego; problem w tym, że tak szczodry system przywilejów socjalnych nie przystaje do potencjału gospodarczego i stopnia zamożności Grecji; przynależność do Unii Europejskiej dała Grecji niewątpliwe korzyści w postaci różnorodnych dotacji; spowodowało to rozwój ambicji do uczynienia z Grecji kraju podobnego do zachodnich członków Unii; wydano miliardy na rozwój sieci drogowej, telekomunikacyjnej, energetycznej itp. niewątpliwie poprawiające standard życia; jednak koszty tych inwestycji dalece wykraczały poza możliwości finansowe tego kraju, gdyż polityka unijna zapewnia dotacje pod warunkiem uzyskania wkładu własnego o podobnej, a często nawet kilkakrotnie wyższej wysokości; efekt był taki, że unijne dotacje generowały gigantyczne koszty, które rosły proporcjonalnie do wielkości „pomocy”, znacznie tę „pomoc” przekraczając; unijne pieniądze to także koszty zwiększonej biurokracji - państwo musiało zatrudnić tysiące urzędników do „pozyskiwania” i „obsługi” dotacji oraz wydać pieniądze na sporządzanie projektów zarówno tych, które potem zostały zatwierdzone, jak i odrzucone; przynależność do Unii Europejskiej to jednak nie tylko dotacje, ale też wypływ pieniędzy z Grecji - wiąże się to z gigantycznymi kosztami unijnej składki, którą muszą płacić wszystkie kraje członkowskie oraz koszty związane z dostosowaniem prawa krajowego do unijnego; wprowadzenie euro w 2002 roku paradoksalnie zaszkodziło Grecji; po pierwsze po prawie 10 latach okazało się, że Grecja w ogóle nie była na to gotowa, nie spełniała podstawowych wymogów wejścia do strefy euro, kryterium wysokości deficytu budżetowego i długu publicznego; na kilka lat przed wprowadzeniem wspólnej waluty rząd w Atenach przekazywał do Brukseli sfałszowane dane; ujawnienie rzeczywistego poziomu długu już 10 lat temu najpewniej uniemożliwiłoby wówczas wejście Grecji do strefy euro, a Grecy zapewne do dziś płaciliby drachmami; dodatkowo wspólna waluta „pomogła” Atenom w dalszym zwiększaniu długu i to na jeszcze korzystniejszych warunkach - dla Greków dostępne stały się nisko oprocentowane kredyty (wcześniej kredyty w drachmach były wysoko oprocentowane, ponieważ pieniądz ten był mocno inflacyjny); w rezultacie Grecy zaczęli się masowo zadłużać; przyspieszyło to co prawda wzrost gospodarczy, jednak równocześnie zaczęło rosnąć zadłużenie; polityka banków zagranicznych polegająca na praktycznie nieograniczonym pożyczaniu pieniędzy Grecji, pod zastaw obligacji rządowych, bardzo istotnie przyczyniła się do powstania kryzysu; przedstawiciele tych banków nawet kiedy już wiedzieli, że pożyczanie Grecji wiąże się dużym ryzykiem, robili to nadal; zachęcani byli przez rodzime firmy, które za te pożyczone pieniądze sprzedawały Grecji np. uzbrojenie, a także przez rządy swoich państw, które w eksporcie do Grecji widziały drogę na rozwój własnej gospodarki; co więcej, istnieją podejrzenia, że niektóre banki (np. Goldman Sachs, JPMorgan Chase) pomagały greckiemu rządowi w ukrywaniu przed Unią Europejską skali zadłużenia państwa; Podsumowując: Przyczyną bardzo poważnego kryzysu greckich finansów, określanego obecnie przez niektórych ekonomistów wprost jako bankructwo Grecji, była próba dostosowania „wschodniego” modelu państwa patologicznie socjalnego i społeczeństwa o mentalności antypaństwowej, przenikniętego korupcją i nepotyzmem do „zachodnich” wzorców. Dodatkowymi czynnikami sprzyjającymi powstaniu kryzysu są niekorzystne warunki naturalne Grecji i słaby udział rolnictwa oraz przemysłu w wytwarzaniu PKB, sprawiające, że Grecja jest po prostu krajem ubogim. Nie bez winy są też banki, które udzielały kredytów wiedząc, że nie ma szans na ich spłatę, a także rządy (np. niemiecki), które zachęcały je do pożyczania Grecji, sugerując, że jakoś ubezpieczą te transakcje. Dla ekonomistów nie jest tajemnicą, że sztucznie napędzany poprzez nadmierne kredyty wzrost gospodarczy wcześniej czy później zakończy się kryzysem. Natomiast kryzys światowy który po 2008 roku w różnym stopniu dotknął niemal wszystkie kraje na świecie nie był tak naprawdę przyczyną, a jedynie czynnikiem przyśpieszającym i ujawniającym załamanie finansów Grecji. Wstęp Kryzys finansowy to w ostatnich miesiącach jeden z częstszych tematów, którymi zajmują się media. Słowa takie jak kryzys, spowolnienie, załamanie czy spadek są w wielu miejscach odmieniane przez wszystkie przypadki. W niniejszej pracy postaramy się przedstawić ów kryzys. Zajmiemy się przyczynami, które miały wpływ na rozpoczęcie kryzysu, a także opiszemy ciąg przyczynowo - skutkowy wydarzeń stanowiących jego przebieg. Wspomnimy także o zwalczaniu kryzysu przez rządy i inne władze. Geneza kryzysu Kryzys rozpoczął się od załamania na rynku nieruchomości poprzedzonego kilkuletnim nieracjonalnym wzrostem ich cen. Dlatego należy się zastanowić co do niego doprowadziło. W latach dziewięćdziesiątych amerykańskie władze, z socjalistycznym prezydentem Williamem Clintonem na czele prowadziły krótkowzroczną, populistyczną politykę, głosząc iż każdy obywatel Stanów Zjednoczonych powinien mieć możliwość posiadania domu na własność. W tym celu prezydent Clinton doprowadził do wsparcia częściowo państwowych firm Federal National Mortgage Assosiation (FannieMae) oraz Federal Home Loan Mortgage Corporation (FreddieMac) znacznymi środkami pieniężnymi z kieszeni amerykańskiego podatnika, które zostały przeznaczone na gwarantowanie przez te instytucje kredytów mieszkaniowych zaciąganych przez osoby mało zarabiające. Ważną rolę w latach przed wybuchem kryzysu odegrała także amerykańska Rezerwa Federalna (ang. Federal Reserve - FED), czyli instytucja sprawująca nadzór na bankami i prowadząca politykę pieniężną, w ramach której ustala stopy procentowe. W roku 2000 giełdy amerykańskie (w szczególności NASDAQ) załamały się na skutek nadmiernego przecenienia przedsiębiorstw z szeroko pojętej branży technologicznej (tzw. "pęknięcie bańki internetowej"). Krach ten wywołał trwające około 2 lata zahamowanie wzrostu gospodarczego. Odpowiedzią Rezerwy Federalnej było stopniowe obniżanie stóp procentowych do wyjątkowo niskich poziomów (1,25% w listopadzie 2002 roku). Co za tym idzie znacznie spadły ceny kredytów oraz oprocentowanie lokat bankowych. Natomiast w tym samym czasie inflacja była wyższa (2,2% w listopadzie 2002 rok do roku). Naturalną rynkową reakcją ludności i przedsiębiorstw było poszukiwania inwestycji, które pozwolą ochronić posiadany kapitał przed utratą wartości. Inwestycją taką okazały się nieruchomości. Dodatkowym bodźcem zachęcającym do ich zakupu było niskie oprocentowanie kredytów hipotecznych. Zwiększony popyt na domy i mieszkania spowodował wzrost cen. To z kolei prowadziło do coraz bardziej powszechnego zjawiska kupowania nieruchomości na kredyt celem ich szybkiej sprzedaży przy zarobku od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Tym sposobem nakręciła się spirala - kupowano bo można było łatwo zarobić na wzroście cen, ceny wzrastały bo kupowano. Bardzo wielu osób czy rodzin, które w tamtym czasie kupiły mieszkanie nie było na to w rzeczywistości stać, otrzymywały one jednak tzw. kredyt subprime, często gwarantowany przez instytucje państwowe (Fannie i Freddie). Wkład w formowanie nieruchomościowej bańki spekulacyjnej oprócz nierozważnych władz miała także branża usług finansowych. Podstawowym błędem finansistów była wiara w niekończący się wzrost cen nieruchomości. W związku z tym oferowali oni kredyty ludziom zarabiającym niewystarczająco dużo aby je spłacać, zakładając, że w razie ich niewypłacalności zarobią na sprzedaży zastawionej nieruchomości. Dodatkowo bankierzy inwestycyjni zaczęli przenosić ryzyko z posiadanych aktywów na inwestorów prywatnych i instytucjonalnych zamieniając i sprzedając posiadane należności w papiery wartościowe, tzw. mortgage-backed securities. Z racji tego, że stopy procentowe były na niskich poziomach papiery te cieszyły się sporym wzięciem wśród inwestorów chcących osiągnąć stopy zwrotu powyżej przeciętnej. Dodatkowo do zakupu zachęcały wysokie ratingi wystawione przez agencje takie jak Standard&Poors, Moody's czy Fitch. Agencje te pobierały wynagrodzenie za ratingi od instytucji, które oferowały produkty tym ratingom podlegającym. Podejrzewa się, że oceny dokonywane przez agencje nie były obiektywne. Działania te są przedmiotem śledztwa komisji złożonej z członków Izby Reprezentantów. Innym instrumentem finansowym sprzedawanym instytucjom na całym świecie były tzw. CDS - credit default swap - ich konstrukcja polega na tym, że jedna strona w zamian za wynagrodzenie zobowiązuje się do spłaty zabezpieczonej CDSem wierzytelności strony drugiej, w wypadku gdyby faktyczny dłużnik tej wierzytelności nie spłacił. De facto jest to więc ubezpieczenie spłaty kredyty przez osoby prywatne i przedsiębiorstwa. Również te papiery posiadały wysokie ratingi. Załamanie rynku nieruchomości Po raz ostatni FED obniżył stopy 25 czerwca 2003 roku. Rok później zaczęła się seria podwyżek, która trwała do 29 czerwca 2006 roku. Rosnące oprocentowanie lokat było przyczyną mniejszego zainteresowania inwestycją w nieruchomości. Jednocześnie podniosło się oprocentowanie kredytów, a więc znacznie wzrosły obciążenia domowych budżetów milionów amerykańskich rodzin. Wiele z nich zaprzestało spłacania zobowiązań. Banki przejmowały zadłużone domy, a następnie wystawiały je na sprzedaż. Zwiększona podaż oraz zmniejszony popyt zaowocowały szybkim spadkiem cen. Nakręcała się kolejna spirala. W związku ze spadkiem wartości zabezpieczeń hipotecznych banki żądały od swoich klientów zwiększenia zastawu, a gdy nie było to możliwe przejmowały i wystawiały na sprzedaż kolejne nieruchomości jeszcze bardziej przyczyniając się do spadku cen. Tym sposobem w 2007 roku banki stały się właścicielem setek tysięcy domów, które musiały sprzedać dużo poniżej wartości kredytów udzielonych na ich zakupów. Jednocześnie zaznaczyły się pierwsze negatywne wpływy na realną gospodarkę, do tej pory bowiem kryzys miał miejsce jedynie w sektorze finansowym. Najbardziej ucierpiała branża dewelopersko - budowlana. Jako, że rynek został zalany tanimi domami zupełnie nie opłacalne stało się budowanie nowych, co spowodowało upadki firm budowlanych i zwolnienia pracowników. Zmalała także konsumpcja, co było skutkiem zubożenia amerykańskich rodzin w wyniku wzrostu obciążeń związanych z koniecznością zapewnienia dachu nad głową. Kryzys na rynku finansowym W wyniku niespłaconych kredytów i niskich wycen nieruchomości banki zaczęły pokazywać w sprawozdaniach finansowych ogromne straty. Podjęto pierwsze próby działań naprawczych, które polegały na pospiesznym dokapitalizowaniu największych banków. Kilkuprocentowe pakiety akcji w bankach takich jak Merrill Lynch, Goldman Sachs, Morgan Stanley, Lehman Brothers, Citigroup objęły fundusze z regionów Azji i Bliskiego Wschodu. Nie w każdym przypadku działania te okazały się skuteczne. 15 września 2008 roku Lehman Brothers ogłosił upadłość. Kilka banków zostało sprzedanych, np. Wells Fargo został nowym właścicielem Wachovii, czwartego największego pod względem posiadanych aktywów banku w Stanach Zjednoczonych, a Washington Mutual i Bear Stearns zostały kupione przez JP Morgan Chase. Według agencji Bloomber w ciągu całego 2007 roku w Stanach Zjednoczonych działalność zawiesiło, zbankrutowało lub zostało sprzedanych co najmniej 100 firm zajmujących się udzielaniem kredytów hipotecznych. Banki, które udzielały kredytów hipotecznych nie były jedynymi instytucjami, które poniosły straty związane z załamaniem rynku nieruchomości. Równie mocno ucierpiały banki inwestycyjne oraz inni inwestorzy, którzy zgromadzili w swoich portfelach znaczne pakiety instrumentów pochodnych opartych na wierzytelnościach. Szybko okazało się, że posiadacze CBSów nie są w stanie wyegzekwować swoich należności, zostali oni z nic niewartymi papierami. Dla przykładu, straty największego angielskiego (Amerykanie sprzedawali papiery na całym świecie) banku HSBC na CBSach wyniosły miliarda dolarów. Natomiast posiadacze swapów kredytowych zostali zmuszeni do spłaty długów, które gwarantowali w zamian za prowizję. Pęknięcie bańki w nieruchomościach spowodowało także dotkliwe straty dla osób i instytucji bezpośrednio lub poprzez fundusze inwestycyjne w te nieruchomości inwestujące. Jeszcze w 2006 wszystkie domy w Stanach Zjednoczonych były wyceniane na 13 bilionów dolarów, natomiast w połowie 2008 wartość ta spadła do biliona dolarów. Spowodowało to między innymi upadek funduszy Bear Sterns, a co za tym idzie straty oszczędności członków tych funduszy. Kryzys rozpoczęty w nieruchomościach stał się także jedną z przyczyn załamania na amerykańskich i światowych giełdach papierów wartościowych. Dochodzące negatywne wiadomości ze spółek finansowych oraz sektora budowlanego i deweloperskiego stały się powodem paniki i wyprzedaży akcji tych firm, a także pociągnęły za sobą spadek wartości innych przedsiębiorstw. W ciągu od osiągnięcia szczytu w 2007 roku indeks giełdowy Standard&Poors 500 obniżył się o ok. 45%. Znacznie ucierpieli na tym przyszli emeryci, amerykańskie fundusze emerytalne straciły w tym czasie 2,3 biliona dolarów, podobnie było na całym świecie, jako że gracze giełdowi często powtarzają zachowania giełd ze Stanów Zjednoczonych. Po wycofaniu pieniędzy z giełd i nieruchomości inwestorzy zaczęli szukać lepszego miejsca na ulokowanie kapitału. Znaczna ich część dokonała inwestycje w instrumenty pochodne oparte na dobrach naturalnych, takich jak produkty żywnościowe (zboża, kawa, kakao) czy surowce naturalne, w tym energetyczne (ropa naftowa). Było to jednym z ważnych powodów światowego wzrostu cen żywności (w wielu krajach dochodziło z tego względu do protestów ludności, często rządy decydowały się na subsydiowanie jedzenia) a także ogromnego (prawie 140 dolarów) wzrostu ceny ropy naftowej na światowych rynkach, co miało wpływ na realną gospodarkę, gdyż cena ropy ma bezpośredni związek z kosztami bardzo wielu produktów i usług, a więc w wielu państwach rosła inflacja. Kryzys zaufania Po szoku spowodowanym upadkiem wielkich banków nastąpiło kolejne stadium kryzysu, które można określić jako kryzys zaufania. Osoby prywatne i przedsiębiorstwa przestały ufać sektorowi finansowemu, również banki nie wierzyły sobie nawzajem. We wrześniu 2008 roku z amerykańskich funduszy inwestycyjnych 150 miliardów dolarów. Powodowało to konieczność sprzedaży przez fundusze akcji i innych aktywów, co miało skutek w postaci spadku ich cen i dalszego wycofywania środków z funduszy. W normalnie funkcjonującej gospodarce banki często pożyczają sobie wzajemnie pieniądze, które następnie przeznaczają głównie na kredyty. W kryzysie, banki obawiając się możliwości posiadania przez ewentualnego pożyczkobiorcę tzw. toksycznych aktywów (np. CBS, CDS) i możliwości jego bankructwa zaprzestały tej praktyki, co w niektórych przypadkach powodowało brak środków na kredyty. Ten powód zaś, w raz z brakiem zaufania do prywatnych pożyczkobiorców (ludności i przedsiębiorstw) przełożył się na znaczne ograniczenie akcji kredytowej dla gospodarki. Jeśli natomiast kredyty były udzielane, to trzeba się było liczyć ze znacznym wzrostem ich kosztów, tj. oprocentowania. Kryzys finansowy coraz bardziej przekładał się na gospodarkę. Wiele przedsiębiorstw pozbawionych kredytu musiało zrewidować swoje plany inwestycyjne, często rezygnując z nowych przedsięwzięć bądź odkładając je na późniejszy okres. Wiele firm, które utraciły swoich klientów w wyniku utraty pracy bądź obawy przed takim wydarzeniem próbowało uzyskać refinansować swoje kredyty, jednak najczęściej spotykały się z odmową. Jeżeli nie udało im się pozyskać innego źródła funduszy, jak np. emisja akcji dla nowego inwestora czy subsydia od państwa, były zmuszone ogłosić upadłość. Znaczne problemy miała lub ma do tej pory silnie rozwinięta w Stanach Zjednoczonych branża motoryzacyjna. Popyt na samochody został z jednej strony ograniczony przez rezygnację amerykańskich obywateli w związku z utratą pracy, z drugiej przez zahamowanie akcji kredytowej nawet dla Amerykanów posiadających źródło dochodów. W związku z tym upadłość ogłosiła firma Chrysler, a General Motors została zmuszona do sprzedaży Opla. Kryzys w Polsce W Polsce wystąpiły inne zjawiska niż w USA czy krajach Europy Zachodniej. Przede wszystkim naszego kraju nie dotknęła sprawa papierów wartościowych powiązanych z amerykańskimi kredytami hipotecznymi. Prof. Leszek Balcerowicz na konferencji "Forum historyczne 1989 - 2009" w Berlinie w maju 2009 ocenił, że kryzys nie dotknął Polski, ponieważ nasz rynek wykazał się zdrowym zacofaniem. Rada Polityki Pieniężnej prowadziła także o wiele lepszą politykę pieniężną, a swój udział w uniknięciu poważnego kryzysu miała Komisja Nadzoru Bankowego, która nie dopuściła do wytworzenia sektora kredytów subprime choć była poddawana naciskom ze strony rządu, stosującego podobną do amerykańskich władz socjalistyczną retorykę "każdy musi mieć dom". Głównym instrumentem, który zahamował kredyty subprime była tzw. rekomendacja S, która zaostrzyła sposoby obliczania zdolności kredytowej klientów banków. Polska nie ustrzegła się jednak innych problemów, które nie dotyczyły Stanów Zjednoczonych i innych państw. W szczególności mowa tu o niestabilności polskiego złotego i następstw z tym związanych. Gdy w związku z załamaniem rynku nieruchomości nastąpił krach na giełdach inwestorzy zaczęli szukać bezpiecznych lokat kapitału. Rynki tzw. krajów wschodzących, w tym krajów regionu Europy Środkowo - Wschodniej zostały uznane za miejsce o wysokim stopniu ryzyka, ponieważ spore problemy związane z błędną polityką fiskalną miały kraje takie jak Węgry, Ukraina i państwa bałtyckie. Dlatego znaczna część inwestorów ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej sprzedała swoje papiery wartościowe i wyszła z innych inwestycji, a pieniądze otrzymane w złotych wymieniła na swoje lokalne waluty, przede wszystkim dolary i euro. Zmniejszenie popytu i zwiększenie podaży na rynku złotego naturalnie spowodowały znaczny spadek jego ceny. W połowie 2007 za 1 USD płacono ok. 2,10zł, a w pierwszym kwartale 2009 cena dochodziła do 3,70zł. Tak drastyczna zmiana okazała się katastrofalna w skutkach dla firm, które w okresie umacniającego się złotego postanowiły skorzystać z ofert banków i zakupić tzw. opcje walutowe. Jest to instrument pochodny w stosunku do kursu walut, rodzaj zakładu pomiędzy bankiem a przedsiębiorstwem, którzy zobowiązują wzajemnie do handlu określoną walutą w określonym czasie po z góry ustalonej cenie. Opcje były przeznaczone głównie dla przedsiębiorstw eksportujących swoje towary. Zawierały one umowy z bankami, ponieważ ich wpływy otrzymywane za granicą głównie w euro w przełożeniu na złote oznaczały coraz mniejsze zyski lub utratę opłacalności. Gdy trend się odwrócił firmy były zobowiązane wymieniać euro na złote po cenie niższej od rynkowej. Wiele z nich musiało poddać się głębokiej restrukturyzacji, a kilka zbankrutowało. Innym problem Polski było wysokie uzależnienie od handlu zagranicznego. Z jednej strony zagraniczni kontrahenci znacznie ograniczyli zamówienie na eksportowane z Polski dobra, z drugiej w związku z osłabieniem złotówki wzrosły ceny importowanych towarów, jak na przykład ropy naftowej, która pociągnęła za sobą wzrost inflacji. Jak do tej pory, można jednak ocenić, że Polska całkiem dobrze radzi sobie z odpieraniem kryzysu, wzrost gospodarczy w pierwszym kwartale 2009 roku wyniósł 0,8% r/r, a bezrobocie oscyluje wokół nienajgorszego poziomu 11% (w kwietniu 2009 11,0%). Problemem może być za to utrzymanie w ryzach deficytu budżetu, albowiem w związku ze spowolnieniem wzrostu gospodarczego wpływy są poniżej założeń. Kryzys w innych państwach Oprócz Stanów Zjednoczonych kryzys wywołał także następstwa w innych rejonach świata. Głównym tego powodem było posiadanie w swoich bilansach tzw. toksycznych aktywów, tzn. poddanych sekurytyzacji wierzytelności hipotecznych typu subprime. Gdy stały się one bezwartościowe wiele instytucji, głównie finansowych zostało zmuszonych do dokonania znacznych odpisów, co stało się powodem ogromnych strat. Często konieczne było pozyskanie finansowania dalszej działalności, nie obyło się także bez nacjonalizacji przedsiębiorstw, np. Fortis został przejęty przez rządy Belgii i Luksemburga, pożyczką od rządu Holandii ratował się ING, rząd brytyjski przejął bank hipoteczny Northern Rock, a Szwajcarzy skupują z publicznych pieniędzy aktywa banku UBS. Dramatyczny obrót przybrał kryzys w Islandii. Kraj ten znaczną część swojego PKB wytwarzał poprzez sektor finansowy. W 2008 roku zbankrutowały 3 największe islandzkie banki, co było wynikiem odmowy refinansowania ich pożyczek krótkoterminowych. Bankructwa te pociągnęły za sobą tzw. run na banki, nie tylko w Islandii, ale również w zagranicznych oddziałach tych instytucji. Brak zaufania do Islandii spowodował ogromną przecenę islandzkiej korony oraz spadek kapitalizacji giełdy w Reykjaviku o 90%. Następstwem jest trwająca cały czas recesja. Kraje takie jak Wielka Brytania, Irlandia i Hiszpania mierzą się podobnie jak Stany Zjednoczone z problemem przeinwestowania w budownictwie, głównie mieszkaniowym. Skutkiem tego jest recesja spowodowana znacznymi zwolnieniami w sektorze budowlanym i spadkiem cen nieruchomości. Bezrobocie w Hiszpanii jest najwyższe we Wspólnocie Europejskiej i kształtuje się na poziomie ok. 17%. Zwalczanie kryzysu Wiele rządów oraz banków centralnych w odpowiedzi na kryzys rozpoczęło działania zapobiegające jego dalszemu rozprzestrzenianiu oraz prowadzące do powrotu na ścieżkę rozwoju gospodarczego. Naturalną reakcją Rezerwy Federalnej na zatrzymanie przez banki akcji kredytowej było obniżenie stóp procentowych. Obniżki rozpoczęły się przy poziomie stopy depozytowej 5,25%, pierwsza z nich miała miejsce 18 września 2007 roku, w kwietniu następnego roku został osiągnięty poziom 2%, ponownie stopy obniżano w ramach skoordynowanej akcji światowych banków centralnych w czwartym kwartale 2008 roku osiągając w grudniu 0%. Stopa depozytowa określa oprocentowanie lokat krótkoterminowych, najczęściej jednodniowych, które bank centralny otwiera dla banków komercyjnych. W tym przypadku FED zaprzestał płacenia za złożone depozyty, mając na celu skierowanie pieniędzy banków na kredyty dla ludności i przedsiębiorstw. Innym działaniem FEDu było udzielenie niskooprocentowanych pożyczek bankom komercyjnym, które również miały zostać przeznaczone na kredytowanie gospodarki. Także władze rządowe podjęły interwencję. W lutym 2008 prezydent George Bush podpisał ustawę, która wprowadzała program wysyłania czeków dla podatników. Przeznaczono na ten cel z amerykańskiego budżetu 168 miliardów dolarów. Pieniądze te miały zostać przeznaczone na zwiększoną konsumpcję, ich wypłata zbiegła się jednak w czasie ze wspomnianą zwyżką cen paliw i żywności, więc zostały głównie przeznaczone na pokrycie tych wzrostów. Najbardziej medialną próbą walki z kryzysem był tzw. plan Paulsena, którym media ekscytowały się jesienią 2008 roku. Został on przygotowany przez ówczesnego sekretarza skarbu w administracji prezydenta Busha Henry'ego Paulsona i zakładał wypłacenie instytucjom finansowym, które poniosły straty w związku obligacjami MBS siedmiuset miliardów dolarów. Projekt ten wzbudził znaczne kontrowersje. Jego zwolennicy przekonywali, że to jedyny ratunek dla amerykańskich banków, których upadek spowodował by długoletnią recesję. Antagoniści wskazywali natomiast na negatywne skutki dla deficytu i w dalszej perspektywie długu publicznego Stanów Zjednoczonych oraz na niesprawiedliwość związaną z tym, że za błędy garstki finansistów płacą miliony amerykańskich podatników. Po przyjęciu planu przez Senat został on odrzucony przez Izbę Reprezentantów, co spowodowało spadek indeksów giełdowych w Stanach Zjednoczonych od 7 do 9 procent w ciągu jednego dnia. Po niewielkich poprawkach plan został ostatecznie zatwierdzony 3 października. Politycy w Stanach Zjednoczonych oraz na forum międzynarodowym postawili sobie także za cel zmianę regulacji prawnych, tak aby podobny kryzys więcej się nie powtórzył. Między innymi na poświęconym temu tematowi forum grupy G20 w kwietniu 2009 roku proponowano takie rozwiązania jak zwiększenie kontroli nad rynkami finansowymi, w szczególności funduszami hedge, które często tworzą i korzystają ze skomplikowanych instrumentów pochodnych, oddzielenie bankowości inwestycyjnej od kredytowo-depozytowej, obowiązek wymagania przez banki wkładu własnego przy zaciąganiu kredytu hipotecznego, objęcie nadzorem instytucji parabankowych. Niektóre z tych propozycji weszły w życie, inne są rozpatrywane. Większość ma szansę na realizację, ze względu iż zarówno prezydent Stanów Zjednoczonych jak i większości w obu izbach Kongresu wywodzą się z Partii Demokratycznej, która opowiada się za wysokim etatyzmem. Działania takie spotykają się jednak ze sprzeciwem niektórych ekonomistów, na przykład w Polsce negatywnie nastawiony do nadmiernych ingerencji w gospodarkę jest prof. Balcerowicz. Wskazuje on, że kryzys jest wykorzystywany do krytyki wizji wolnej gospodarki, a socjaliści próbują skompromitować kapitalizm, rzucając słowem "neoliberalizm" tak jak kiedyś używali "burżuazja". W rzeczywistości jednak, twierdzi Balcerowicz, to właśnie nadmierna ingerencja rządów stała się przyczyną kryzysu, jak choćby wspomniana presja na udzielane kredytów osobom o niskich dochodach i luźna polityka pieniężna FEDu. Podsumowanie Kryzys finansowy stał się przyczyną aktualnie trwającej recesji lub spowolnienia w wielu państwach świata. Na szczęście w Polsce przebiega ono stosunkowo spokojnie, między innymi dzięki polityce rządu, który zachowuje się spokojnie, nie wprowadzając zbędnych programów pomocowych, na które i tak nie stać polskiego podatnika, a które mogłoby tylko wywołać panikę i prawdziwy kryzys. Należy mieć nadzieję, że działania światowych przywódców i ekonomistów przyniosą pozytywne skutki, że podobnie jak prezydent Franklin Roosevelt nie wprowadzą świata w długoletnią depresję i już za rok czy dwa będziemy mogli się cieszyć z hossy na światowych giełdach oraz znacznego ożywienia gospodarczego.

przyczyny i skutki kryzysu ekonomicznego