rejs ojców z dziećmi
Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek. Będziemy zawsze dziećmi naszych ojców i matek. ZWROTKA 2: To idzie do wszystkich przedstawicieli co nadużywają władzy. Na nic odznaki i krawaty - pod koniec i tak jesteśmy nadzy. Sznur ochroniarzy dookoła koła dygnitarzy dookoła koryta. Każdy się patrzy spod byka. Viva la corrida!
Jeden na trzech ojców dostrzega niechęć szefów do urlopów rodzicielskich mężczyzn, a 53 proc. pracujących ojców obawia się, że ich pracodawca źle odebrałby skorzystanie z takiego świadczenia. Nowelizacja Kodeksu pracy, wdrażająca w Polsce unijną dyrektywę work-life balance, weszła w życie 26 kwietnia 2023 r.
Pływanie z dziećmi po morzu to wspaniała przygoda. Warto jednak nie iść na żywioł i dobrze się do takiego rejsu przygotować. Jak to zrobić ?
Najlepsze książki do wspólnego czytania z dziećmi [LETNIA SZKOŁA OJCÓW] Wolna Sobota 11.07.2015, 01:00 Andrzej Saramonowicz reżyser i pisarz.
Wynikało z nich, że mężczyźni osiągający bardzo dobre oraz średnie wyniki, swoich ojców uważali za przyjacielskich, nieskłonnych do kontroli oraz wyrażających aprobatę. Z kolei studenci z kłopotami w nauce, swoich ojców uważali za surowych oraz kontrolujących (wtrącających się w nie swoje sprawy). 28 . Rozwój moralny
Site Rencontre Pour Personne Marié Gratuit. Najmniejszy, ale bardzo urokliwy polski park narodowy, czyli słoneczna wycieczka do Ojcowskiego Parku Narodowego. Od tygodnia zapowiadano, że będzie to ostatnia tak słoneczna niedziela tej jesieni, więc zanim rozpoczął się weekend, wiedzieliśmy już, co będziemy robić właśnie w niedzielę. Nie ma co siedzieć w domu. Taki dzień trzeba wykorzystać, by trochę się poruszać, nacieszyć oczy pięknymi krajobrazami, a nawet siebie i dzieciaki zmęczyć. By wieczorem, kładąc się spać, usłyszeć: „Ale to był fajny dzień!”. Dla takich słów zawsze warto się ruszyć, nawet mimo przedłużającej się drogi i dzieciaków dopytujących: „Daleko jeszcze? Dlaczego tak wolno?” Hmm… chyba nie tylko my słuchamy informacji pogodowych . Wizją tej pięknej, słonecznej pogody i… zmęczonych wieczorem dzieci, które zasną, zanim powiemy dobranoc, namówiliśmy ciocie i wujków wraz z dzieciakami na wspólną wyprawę. Dziewczynki również wtajemniczyliśmy w nasz plan (oczywiście pomijając taki szczegół, jak wieczorne zasypianie) i już wspólnie niecierpliwie odliczaliśmy dni, godziny do wycieczki. One cieszyły się, że będzie trochę wspinaczki, ciekawej historii, przeplatanej tajemniczymi legendami i towarzystwo w ich wieku. My natomiast cieszyliśmy się, że spędzimy ten dzień razem, bez obowiązków i... „a co mam robić?” . Gdzie ruszyliśmy? Tym razem do Ojcowa, a dokładniej do Ojcowskiego Parku Narodowego, obejmującego dwie malownicze doliny - Dolinę Prądnika i Dolinę Sąspowską. Ten niewielki park rozciąga się na terenie Jury Krakowsko – Częstochowskiej w pobliżu Krakowa. Jura - jak wiemy - usiana jest wapiennymi ostańcami, przybierającymi często charakterystyczne i ciekawe formy, jak np. znana wszystkim Maczuga Herkulesa. Na terenie parku znajdują się także liczne jaskinie o wiele mówiących i znaczących nazwach, jak jaskinia Łokietka, Zbójecka czy Ciemna. Trzeba pamiętać, że ten niewielki park słynie i wyróżnia się na tle innych polskich parków bogatą florą i fauną, którą dumnie reprezentuje nietoperz. W Ojcowskim Parku Narodowym znajdują się także interesujące i imponujące zabytki historyczne, takie jak zamki w Ojcowie czy Pieskowej Skale. I jak każde wyjątkowe miejsce w Polsce, tak i ten niewielki park wraz ze swoimi jurajskimi i… średniowiecznymi pamiątkami, kryje tajemniczą, a często i burzliwą historię, ściśle związaną z dziejami naszego kraju. Ale co tu więcej pisać. Trzeba jechać i przekonać się na własne oczy, że Ojcowski Park Narodowy jest bardzo urokliwy i choć niewielki, to swoją różnorodnością, malowniczością i niezwykłością nie ustępuje innym parkom. No to w drogę… Jak przystało na profesjonalnych, samozwańczych kierowników wycieczki, jeszcze w samochodzie ustalamy dokładny plan, czego nie ułatwia nam nasz girls' band z tylnej kanapy samochodu, który już dopytuje o szczegóły i oczekuje odpowiedzi także na już . „Kto jedzie za nami, a kto przed nami?” - to pytanie wymagające natychmiastowej odpowiedzi, która budzi nieziemski entuzjazm i okrzyki radości. Póki ich głowy są na miejscu (co wydaje się wręcz niemożliwe, biorąc pod uwagę skręt ich szyi podczas śledzenie aut za nami, człowiek może się skupić na planie. Ale… hmmm… nie ma co gdybać i planować, trzeba… improwizować, tzn. działać. Na początek… musimy znaleźć miejsce parkingowe, co nie jest takie łatwe, ponieważ pół Polski zjechało się tego słonecznego dnia do Ojcowa. A my w dodatku mamy 3 samochody do zaparkowania. Trochę czasu upłynęło, ale udało nam się bezpiecznie zaparkować w bliskiej odległości od ruin zamku w Ojcowie, który jest punktem nr 1 naszego planu. W pobliżu ruin zamku znajduje się płatny parking, jednak na dość szerokim poboczu również jest możliwość zaparkowania; szczególnie kiedy ten pierwszy jest zajęty. Zamek w Ojcowie Zanim udamy się w kierunku kasy biletowej na Zamek, warto zajrzeć do Kaplicy „Na Wodzie” z 1901 r., której fundamenty spinają dwa brzegi Prądnika. Drewniana kapliczka przypomina wyglądem alpejskie budownictwo i - jak głosi legenda - wybudowano ją na przekór zakazom cara, który zakazywał budowy na ziemi ojcowskiej, sprytnie - na wodzie. Dzieciaki prawie biegną przed nami, więc i my biegiem w kasie kupujemy bilety (dzieci do 2 lat nie płacą, karta Dużej Rodziny jest tutaj również honorowana) dla nas wszystkich i ruszamy oglądać i podziwiać średniowieczny zamek, a raczej to, co po nim pozostało. Zamek w Ojcowie został wybudowany na Górze Zamkowej na polecenie Kazimierza Wielkiego w II połowie XIV w., jako jedna z kilkunastu warowni obronnych, zwanych - ze względu na swoje niedostępne położenie - Orlimi Gniazdami. Ich głównym zadaniem było bronić ówczesnych granic średniowiecznej Polski. Patrząc na rozmiar oraz położenie zamku, myślę, że świetnie się w tej roli sprawdzał. Przed bramą wjazdową, która teraz służy za wejście na dziedziniec zamku, robimy pamiątkowe zdjęcie dzieciakom, które już zaglądają w każdy kąt i skalną szczelinę. Przy budowie każdego zamku na szlaku Orlich Gniazd w naturalny sposób wykorzystano nie tylko ukształtowanie terenu, ale i wapienne skały, pomiędzy które te budowle wkomponowano. Dlatego możliwości wspinaczki i beztroskiej, ale kontrolowanej zabawy jest tutaj bez liku. Podnosimy nogi i wchodzimy na zamek… Dzieciaki na początku biegają po rozległym terenie i nadziwić się nie mogą, że kiedyś tutaj spacerowały konie, rycerze dyskutowali o kolejnych bitwach i toczyło się życie. Cały czas pamiętamy, że jesteśmy na górze, więc w pobliżu barierek obowiązuje całkowity zakaz biegania. Ogarniamy towarzystwo i siadamy na ławce na chwilę odpoczynku i mały posiłek - czekoladę. I kiedy tak już sobie usiedliśmy, to... dzieciaki otworzyły buźki, aby zadawać pytania. Jedno przez drugie . Każdy, dosłownie każdy najmniejszy fragment murów obronnych czy innej budowli rodził mnóstwo pytań. A do tego jedna odpowiedź rodziła kolejna pytania. Dobrze, że tym razem było nas więcej, bo każdy jakieś 3 grosze dorzucił i dzieciaki były usatysfakcjonowane naszą odpowiedzią . Uff... chyba temat średniowiecza był naszym ulubionym w szkole, bo sporo odpowiedzi przyszło nam całkiem łatwo . Każdy zamek to inna ciekawa historia. Co robili rycerze, do czego służyła im studnia, po co im była baszta, czy tu były lochy, co tutaj robiono kiedyś… tych pytań było mnóstwo. Dzieciaki rezolutnie łapały każdą naszą opowieść i odpowiedź... i mnożyły kolejne pytania. Powiem, że fajnie było tak podyskutować i posłuchać ich opowieści i spostrzeżeń, opartych na naszych odpowiedziach. Dzieci rozumieją wszystko po swojemu, często nie szukając „drugiego dna”, co jest bardzo cenne, a zarazem ciekawe, bo z jednej strony przyjmują rzeczy takie, jakie są, a z drugiej - dopowiadają ich własne historie. I kto wie, może to one mają rację? Każda taka rozmowa budzi naszą dumę i przekonanie, że mamy już coraz bardziej świadomych kompanów, pod których często dobieramy miejsce i temat wycieczki. Sporo czasu spędziliśmy na zamku, snując coraz bujniejsze opowieści na jego temat. Legenda głosi, że nazwę zamku nadał sam król Kazimierz na pamiątkę walki swojego ojca Władysława Łokietka o tron krakowski. Łokietek właśnie w ojcowskich jaskiniach i lasach się ukrywał. Nieopodal zamku znajduje się nawet Jaskinia Łokietka, którą polecamy odwiedzić z dziećmi. ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ Na koniec zaglądamy jeszcze na basztę, w której mieści się makieta zamku i z okolic której roztacza się malownicza panorama na Dolinę Prądnika. Szczególnie jesienią widok ten budzi nasz niezmienny zachwyt swoimi barwami. Na zielonym szlaku Powoli zeszliśmy schodami i udaliśmy się w kierunku zielonego szlaku, który wybraliśmy na dzisiejszy spacer. Szlak zielony to bardzo malowniczy szlak, który wiedzie przez Dolinę Sąspowską, Złotą Górę, Park Zamkowy, Jaskinię Ciemną, Górę Okopy, Dolinę Prądnika i Bramę Krakowską. My dołączamy na szlak w Parku Zamkowym, gdzie dzieciaki robią kolejną przerwę - tym razem na zielonej trawce przed dawnym hotelem „Pod Kazimierzem”. Chwilę bawią się przyniesionymi na własnych plecach maskotkami, turlając je głównie po trawie między sobą. My korzystamy z okazji i także odpoczywamy, zbierając siły przed dalszą drogę. Początkowo szlak wiedzie asfaltem, ale można trochę z niego zboczyć i podejść pod wzniesienie Jonaszówka, z którego można podziwiać wspaniały widok na Ojców i Dolinę Prądnika. Tym razem darowaliśmy sobie wspinaczkę ze względu na młodsze dzieciaki i ich nieodzowne „ja siam”. Aż tyle spokoju w sobie nie mamy Ale byliśmy już wcześniej z dziewczynkami i polecamy, bo warto trochę się wysilić i wejść na skałę. Wracamy zatem na asfaltowy szlak, gdzie możemy zobaczyć stare, zniszczone już czasem wille i pojedyncze wapienne ostańce o osobliwych nazwach czy większe ich skupiska. Na początku szlak jest dość monotonny, dlatego dzieciaki co chwilę dopytują, kiedy będziemy się wspinać i… męczyć. No i mamy, jak na zawołanie. Przed kasą do Jaskini Ciemnej, która tego dnia niestety jest nieczynna, tak jak i platforma widokowa, szlak skręca w lewo i pnie się dość stromo w górę. Łatwo nie jest, szczególnie dla nas. Dzieciaki natomiast nie mają najmniejszego problemu z podejściem. Wracają nawet po kilka razy do nas, by… zobaczyć jak nam idzie. Oj, śmiejcie się . Najmłodsi kompani naszej wycieczki nie mieli jeszcze 2 latek, a z małą pomocą świetnie sobie radzili na szlaku i ani razu nie zamarudzili, nawet na baranich barkach tatusiów . Wspinaliśmy się powoli i cieszyliśmy oczy coraz bardziej imponującymi widokami na całą dolinę. Słoneczko nam przygrzewało i rzucało ciepłe promienie na cały okoliczny krajobraz. Było pięknie . Co niektórych dopadło lekkie zmęczenie, dlatego przy wejściu do jaskini zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie i na zadawanie pytań . Jeden z wujków, dobrze obeznany w temacie jaskiniowców, opowiedział dzieciakom o dawnych ludziach, którzy mieszkali w tutejszych jaskiniach. Tak przekonywająco opowiadał, że nawet my, „starsi”, słuchaliśmy będąc pod wrażeniem jego wiedzy. Albo my tak mało wiedzieliśmy na ten temat, albo… on się tak dobrze przygotował . Załóżmy, że to drugie było prawdą . Przez zamkniętą bramę mogliśmy podejrzeć kilku przedstawicieli jaskiniowców, których dzieciaki obserwowały jak zahipnotyzowane. Wujek przy okazji tak nam się rozkręcił, że trzeba go było hamować, by ruszyć dalej… i dać dzieciom dojść do głosu . Po drodze minęliśmy kilka punktów widokowych, z których mogliśmy zobaczyć dolinę w jesiennych barwach. Widok bajkowy! Dzieciaki - jak przystało na kozice górskie - mknęły do przodu, a my podążaliśmy za nimi, zatrzymując je co jakiś czas, by i one chłonęły malowniczy krajobraz. Po chwili doszliśmy w okolice słynnej Rękawicy - skały w charakterystycznym kształcie, przypominającym dłoń. Skała jest bardzo malownicza i imponująca, więc warto poświęcić trochę energii i czasu, by się tutaj wdrapać. Z Rękawicą również związana jest ciekawa legenda, która mówi, że sam Bóg zasłonił ręką miejscowych ludzi, ukrywających się przed Tatarami w Jaskini Ciemnej. Coś w tym może być, dlaczego nie? Dzieciaki słuchały z zaciekawieniem legendy i przekonane kiwały głowami. Nigdzie nam nie było spieszno, więc mieliśmy czas na ich własne opowieści i legendy. I to chyba całkiem interesujące, bo dołączyła do nas pani z córką, które szły również szlakiem zielonym, ale w przeciwnym kierunku. Wymieniliśmy się jeszcze spostrzeżeniami typu „ile jeszcze”, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej na szczyt Góry Koronnej. ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ Doszliśmy do kolejnego punktu widokowego, gdzie całą dolinę, z Bramą Krakowską na czele, mamy jak na dłoni. I tutaj aż prosi się o sesję zdjęciową. Napstrykaliśmy kilkanaście zdjęć, w różnych konfiguracjach, zapełniając nasze rodzinne albumy. Dzieciaki dobierały się parami, a nawet całą grupą stanęły do zdjęcia . Kolejny mały sukces. Po przedłużającej się sesji, zdecydowaliśmy, że schodzimy już na dół i kontynuujemy spacer doliną. Zmęczenie oraz puste brzuchy i brzuszki upominały się już o swoje . Jeszcze zaliczyliśmy krótki przystanek przy stanowisku neandertalczyków i byliśmy na dole, z powrotem przy kasie. Po krótkim postoju, kontynuowaliśmy nasz spacer do skalnej Bramy Krakowskiej, którą niegdyś przebiegał szlak handlowy z Krakowa na Śląsk. Dzieciaki, gdy tylko zobaczyły wielkie skały, pobiegły przed siebie. I tam miła pani przejęła od nas pałeczkę i opowiedziała im, po co wtyka się patyki pod skały. Tak grzecznie słuchały pani, że później razem z nią pół Ojcowa gałęzi wyzbierały i zabezpieczyły skały z każdej strony. Więc, jeśli ktoś się potknie albo nie będzie miał gdzie swój patyk włożyć, to… już przepraszamy . Pożegnaliśmy się z panią i udaliśmy się wolnym krokiem w drogę powrotną. Zbieramy się w drogę powrotną Dzieciaki nie za bardzo chciały współpracować, ponieważ chciały iść dalej. Jednak późna godzina, obietnica szybkiego, oczywiście wspólnego powrotu w te okolice i… pizza - zdziałały swoje. Wracaliśmy w kierunku samochodów, tym razem dnem doliny, czyli już bez górskiej wspinaczki, za to z imponującymi widokami po każdej ze stron. Tym razem mogliśmy z dołu podziwiać miejsca, gdzie byliśmy. Z plecaków wyjęliśmy bluzy, a dzieciaki nawet podzieliły się między sobą swoimi ubraniami. Więc kto nie miał czegoś cieplejszego, to... już miał . Dobrały się parami i tak szły, rozmawiając między sobą i wymieniają się wrażeniami z wycieczki. Szliśmy obok i co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie, szeroko otwierając oczy ze zdziwienia nad ich pamięcią i różnorodnością będzie to powtórzyć . Najedzeni wracaliśmy do domu. Dziewczynki już w samochodzie wymogły na nas obietnicę, że na następną wycieczkę też pojedziemy wszyscy razem. Nas długo namawiać nie trzeba . Wycieczka w grupie uczy dyscypliny, odpowiedzialności za drugą osobę, szacunku do jej możliwości i ćwiczy umiejętność słuchania innych. I tego, że każdy może mieć swoje zdanie, odczucia i wrażenia na dany temat. Czasem inny od naszego, co tym bardziej nas wzbogaca, bo może to inne spojrzenie zainspiruje i nas . Ponadto towarzystwo rówieśników dostarcza wielu radosnych i zabawnych momentów . I kto, jak nie kuzyn czy kuzynka, koleżanka czy kolega dorówna im kroku? Szczególnie pod górę . A i z czystej rodzicielskiej ciekawości i wrażliwości, dobrze jest przyjrzeć się, jak nasze dziecko funkcjonuje w grupie, jak dba o innych, o dobrą atmosferę, jak broni własnego zdania i jak dzieli się swoimi przemyśleniami z innymi. Nie była to ostatnia słoneczna niedziela tej jesieni, więc już myślimy nad kolejną wspólną wycieczką. Może znów okolice Ojcowa? Mamy z nich bardzo miłe, rodzinne wspomnienia i masę zdjęć, które umilają nam te chłodniejsze wieczory i rozbudzają apetyt na więcej. A może inne malownicze miejsce, których w Polsce mamy pod dostatkiem? Autorka tekstu i zdjęć: Magdalena Dyszy Przeczytałeś artykuł w portalu - Miejsca Przyjazne DzieciomPOLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<< Jeśli podoba Ci się nasz artykuł lub masz do niego uwagi, zostaw komentarz poniżej. WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE Portal
Czy wiecie, że często ojcowie rozwodzą się ze swoimi dziećmi, a nie tylko z ich matkami? Do takich wniosków doszłam rozmawiając z wieloma samotnymi mami. Panowie po rozwodzie, po prostu zapominają, że nadal to są ich dzieci i nadal za nie odpowiadają, na równi z że to tylko moje, subiektywne spostrzeżeniaNiestety, potwierdza je ostatni raport GUS. Jak przeczytałam na portalu tendencja ta dotyczy głównie mężczyzn. Aż dla 80% mężczyzn dzieci z pierwszego małżeństwa to „byłe dzieci”.„Wyborcza” traktuje głównie o sprawach finansowych. I rzeczywiście jest to bardzo ważny aspekt tego problemu. Okazuje się bowiem, że ojcowie unikają płacenia alimentów na swoje dzieci. Sama spotkałam się ze stwierdzeniami „byłych” ojców, że matka ich dzieci chce ich (przepraszam za słownictwo, ale to autentyczny cytat) „wydymać z kasy”, albo „naciągnąć na forsę”, czy wręcz okraść. Tak jakby nie pamiętali, że dzieci mają potrzeby, których nie da się pominąć, czy niepotrzebnie o tym wspominam, ale dzieckunie tylko potrzeba odpowiedniego pożywienia, edukacji, odzieży, środków higienicznych i lekarstw (wiemy jak dzieci często potrafią chorować). To są tylko bardzo podstawowe potrzeby. A przecież jako rodzice chcielibyśmy dziecku dać także zajęcia dodatkowe, prywatne wizyty u lekarzy, gdy państwowa służba zdrowia zawodzi, zajęcia sportowe, od czasu do czasu jakieś przyjemności, wakacje. I te wszystkie wydatki spadają na nie powie dziecku, że nie ma za co kupić mu lekarstw. Sobie odmówi, byle tylko mieć na lekarza, na okulary, czy dentystę dla dziecka. Chciałabym w tym miejscu też przypomnieć, że w naszym kraju nadal panuje system, w którym kobiety mniej zarabiają, niż mężczyźni, przez co pozostawione same sobie matki borykają się z ogromnymi problemami finansowymi. Przyparte do muru samotne matki biorą dodatkowe prace, byle tylko utrzymać rodzinę. Chcąc nie chcąc, muszą godzić zajmowanie się dziećmi i domem, z coraz częstszym podejmowaniem pracy na drugi etat. Podczas gdy ojcowie mogą się rozwijać zawodowo, osobiście, intelektualnie, fizycznie, kulturalnie i generalnie wreszcie bez niepotrzebnych iż zazwyczaj lepiej zarabiają i nie są obciążeni obowiązkamizwiązanymi z codzienną troską o dzieci, „byli” tatusiowie wykręcają się od alimentów jak na przykład takiego tatę, który zarabia ok. 6000 zł netto miesięcznie, a na sprawie o alimenty udowadniał, że kwota 500 zł na jego jedyne dziecko go przerasta. Musi przecież sam się utrzymać, iść na siłownię (nie zmyślam, to są jego słowa na rozprawie) i na basen, utrzymać obecną rodzinę. Tak jakby „poprzednia” rodzina nie musiała jeść i zaspokajać swoich podstawowych potrzeb (do których nie należy siłownia, choć dodatkowy ruch dzieciom też by się przydał).Inny „tata” przyjechał na sprawę rozwodową dobrym autem, na ręku miał drogi zegarek, ale twierdził, iż nie ma środków na płacenie alimentów, gdyż… jest bezrobotny. Nieprawdopodobne? Też mi się tak wydawało. W tym przypadku sędzia był na tyle rozsądny i spostrzegawczy, że zauważył markowe ubrania i zegarek „biednego ojca”, a „były tata” nie docenił potencjalnej spostrzegawczości sędziego. Mimo wyroku – alimentów nie płaci. Sprawa trafiła do komornika. Komornik nie ma z czego ściągnąć alimentów, bo pan jest bezrobotny. Mieszka w domu matki, jeździ autem drugiej żony. Sam oczywiście nic nie jest także, pewnego rodzaju przyzwolenie społecznena proceder unikania alimentów, o czym także wspomina „Wyborcza”. Nie wspieramy samotnych matek w ich trudach, traktując je jak zachłanne harpie, a nie osoby, na które spadła cała odpowiedzialność za wychowanie i dobrostan dzieci. Okazuje się bowiem, że pracodawcy dość chętnie „idą na układy” z ojcami i przez okres, który wymagany jest do wykazania zarobków dla potrzeb ustalenia wysokości alimentów, płacą im oficjalnie minimalną pensję, a resztę „pod stołem”.Jednak od losu samotnych matek (które sobie zazwyczaj jednak jakoś radzą), dużo bardziej smutne jest to, żenie zauważa, nie docenia się w tym wszystkim psychicznych potrzeb zajęte dodatkowymi obowiązkami niejako zostawiają swoje dzieci i ich emocjonalne potrzeby, gdyż zwyczajnie brakuje im czasu i siły. Mogliby więc więcej uwagi dać ojcowie, lub chociaż odciążyć swoje byłe żony od części obowiązków, czy konieczności dodatkowego zarobkowania. Tutaj jednak pojawia się kolejny aspekt omawianego mojej ocenie unikanie płacenia alimentów ma wymiar nie tylko materialny. Idzie za tym niestety opuszczenie dzieci także w aspekcie emocjonalnym. Przecież gdyby tak nie było, rodzice nie unikaliby płacenia alimentów, ponieważ zależałoby im na tym by osoby, które kochają miały jak najlepiej. Tutaj jakże prawdziwe okazuje się przysłowie „co z oczu to i z serca”.Ojcowie nie dążąc do kontaktów z „byłymi” dziećmii rozluźniając więzi nie zdają sobie sprawy, jak wielką krzywdę robią swoim dzieciom. Dziecko bowiem, do prawidłowego rozwoju potrzebuje dwojga rodziców.* Nie muszą mieszkać razem, ale powinni razem sprawować opiekę nad dzieckiem i razem się o nie troszczyć. Dziecko potrzebuje w rodzicu oparcia. Chce czuć się bezpieczne i być pewne, że jest kochane i szanowane przez oboje rodziców. To właśnie miłość, szacunek i zainteresowanie obojga rodziców daje dziecku podwaliny do budowania poczucia własnej wartości i miłości własnej. Dziecko, któremu zabraknie zainteresowania ze strony któregoś z rodziców, jako dorosły będzie czuło się gorsze, niepewne siebie, będzie miało trudności z nawiązywaniem relacji i wchodzeniem w związki. Samo też może stać się nieczułym rodzicem w ojcowie po rozwodzie, czują się „zwolnieni” ze spotykania z dziećmi, nie kontaktują się i nie rozmawiają z nimi. Tak jakby ich własne dzieci straciły potrzebę kontaktu z ojcem, albo zniknęły. Trochę to wygląda jak wyrzucanie psa z auta, lub przywiązywanie go w lesie do drzewa, gdy jedziemy na wakacje. Myślę, że dokładnie tak czują się „byłe” dzieci. Nikomu nie zrobiły krzywdy, były grzeczne, a tu nagle kopniak i do widzenia. Czują się opuszczone i zdezorientowane. Niepotrzebne i nieważne…Dzieci cierpią przy rozwodzie rodziców z jeszcze jednego rodzice wciągają dzieci w konflikt z byłym partnerem (tym razem częściej robią to matki). Nastawiają dzieci przeciw drugiemu rodzicowi, czy utrudniają im kontakty. Dobrze by było zdawać sobie sprawę, że takie zachowanie wyrządza dziecku krzywdę. Ono potrzebuje spokojnego dzieciństwa i pewności, że rodzice je kochają i o nie mojej ocenie dorośli powinni załatwiać swoje sprawy sami, a dzieciom pozostawić dzieciństwo i wiarę w ludzi. W szczególności w rodziców, którzy rozwiedzeni, czy nie – nadal są jego rodzicami i nadal powinni stanowić dla niego ostoję, oraz być źródłem siły i miłości na całe jest bardzo szeroki i bolesny dla wszystkich mi było objąć go jednym tekstem. Dlatego chciałabym, aby stał się tylko przyczynkiem do dyskusji i przemyśleń, a w konsekwencji do „powrotu” do opuszczonych dzieci. Ktoś kiedyś powiedział, że na nic nigdy nie jest za późno. I ja się z tym Z góry przepraszam Ojców, którzy mimo rozwodu są przykładnymi rodzicami, posiadają dobry kontakt z dziećmi i na nie łożą. Zdaję sobie sprawę, że istniejecie, i że możecie czuć się pokrzywdzeni tym tekstem. Piszę tu o większości, która wynika z badań, oraz moich subiektywnych tak. Słyszałam, że istnieją też takie matki, które „uciekają” od swoich dzieci. Proszę, by te matki zamieniły wszędzie słowo matka, na ojciec i na odwrót.*Bogdan Wojciszke „Psychologia Miłości”
Jak co roku organizujemy rejsy morskie jachtem dla rodzin z dziećmi – to już 11 sezon żeglugi z najmłodszymi! W tym roku rodziny z maluchami jak i ze starszymi dziećmi zapraszamy między innymi do pływania w Grecji a w zimie pływamy rodzinnie na Kanarach! Rejsy z dziećmi planujemy bardzo dokładnie biorąc pod uwagę wiek, chęci i możliwości najmłodszych. Każdy taki rejs – jego trasa, porty oraz plan dnia ustalamy indywidualnie podczas trwania rejsu i dopasowujemy go do najmłodszych! W naszych rejsach biorą udział rodzice z dziećmi w wieku od 3msc życia 🙂 Oferty rejsów na katamaranach przygotowujemy na zapytanie klienta – jesteś zainteresowany? napisz do nas ! Większość rejsów rodzinnych w Grecji prowadzimy osobiście (skipper Marek, co-skipper Kasia & załogant Olek 6lat). W Grecji pływamy kilkanaście lat, dzięki temu pokażemy Wam najpiękniejsze miejsca, zatoczki i zabierzemy do najsmaczniejszych lokalnych tawern! Z nami nikt nie będzie się nudził 😉 a to wszystko na pokładzie komfortowej jednostki Beneteau Cyclades 6kabinowej, z przestronną mesą i dużym kokpitem! Na rejsach z nami do dyspozycji załogi oddajemy 4 kabiny dwuosobowe i nikt nie śpi w mesie 😉 Możemy popłynąć maxymalnie w 12 osób. Przejdź do opisu jachtu – jacht Beneteau Cyclades Jeżeli jesteś zainteresowany czarterem całego jachtu bez nas, ale ze skipperem dla maxymalnie 11os + skipper, kliknij tutaj 😉 UWAGA: Na rejs lub szukamy koleżanki dla 8mio latki 🙂 Rejsy prowadzi zawodowy skipper Nr. Nazwa rejsu Termin: Proponowana trasa rejsu z Chruścikami 😉 cena za czarter jachtu dla 8 osób ze skipperem: cena/os M. Jońskie (8dni) Lefkada (Grecja- lotnisko Preveza) – Kastos/Kalamos – Itaka – Kefalonia – Agios Nicolaos – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: ch7l, 12l, 15l dziewczynki: 9l, – odbył się Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos odbył się Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: ch6l, dziewczynki: 8,5l, 16l i17l, zapytaj o drugi jacht odbył się Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: chłopcy: 5l,6l, 11l, 14l dziewczynk: 11l, 14l zapytaj o drugi jacht rejs trwa Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: chłopcy: 6l, 8l, dziewczynki: 5l, 7l, brak miejsc Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: chłopcy: 6l, 10l, 11l i 12l zapytaj o drugi jacht brak miejsc Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: ch6l, dziewczynki: 6l, 8l, – 4 koje wolne 500 euro Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: ch6l, dziewczynki: 8l, 8l – 3-4 koje wolne 500 euro Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: chłopcy: 6l, 11l i 13l, dziewczynki: 8l i 13l zapytaj o drugi jacht brak miejsc Zakinthos (8dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Zatoka Wraku* – Zakintos dzieci na rejsie: ch6l, ch9l dz13l, ch16l zapytaj o drugi jacht brak miejsc M. Jońskie (9dni) Zakintos – Kefalonia – Itaka – Kastos/Kalamos – Lefkada – – Antypaxos – Paxos – Korfu (Marina Gouvia) dzieci na rejsie: chłopcy: 5l, 6l, 7,5l, dziewczynka:7,5l zapytaj o drugi jacht brak miejsc Korfu (8dni) Korfu (Marina Gouvia) – Ericousa – Othonoi – Paxos/Antypaxos – Sivota (Mourtos) – Korfu (Marina Gouvia) dzieci na rejsie: Olek 6l,9l zapytaj o drugi jacht brak miejsc Korfu (8dni) Korfu (Marina Gouvia) – Ericousa – Othonoi – Paxos/Antypaxos – Sivota (Mourtos) – Korfu (Marina Gouvia) dzieci na rejsie: chłopcy: 6l, 8l, dziewczynki: 9l, 10l, 13l zapytaj o drugi jacht brak miejsc Korfu (8dni) Korfu (Marina Gouvia) – Paxos – Lefkada – Kalamos – Sivota (Mourtos) – Korfu (Marina Gouvia) zapytaj o drugi jacht brak miejsc Korfu (8dni) Korfu (Marina Gouvia) – Paxos – Lefkada – Kalamos – Sivota (Mourtos) – Korfu (Marina Gouvia) 4800 euro/10osób 500euro/os Korfu (8dni) Korfu (Marina Gouvia) – Paxos – Lefkada – Kalamos – Sivota (Mourtos) – Korfu (Marina Gouvia) 4800 euro/10osób 500euro/os Na rejsach rodzinnych planowana trasa z reguły ulega zmianie 😉 dopasowujemy ją każdorazowo do Was i Waszych dzieci! Ceny rejsu zawierają czarter jachtu morskiego, ubezpieczenie jachtu i prowadzenie rejsu przez doświadczonego skippera i co-skippera. Składka na wyżywienie ,wodę, gaz, opłaty portowe i paliwo dla jachtu itp wynosi: ok 100-150 euro/os dorosła. Składka ta jest rozliczana pod koniec rejsu. Załoga stała nie partycypuje w kosztach. Dzieci partycypują w składce odpowiednio do wieku 0-1 – brak składki / 1-5 – 50%składki / >5 -100%składki Zaokrętowanie: godzina. Wyokrętowanie: godzina Istnieje możliwość łączenia ze sobą rejsów lub wydłużania (np do 14 dni). Na jachcie zbieramy kaucję zwrotną w wysokości 50 euro od osoby na poczet ewentualnych szkód wyrządzonych przez załogę (nie z winy kapitana) Opłata za końcowe sprzątanie jachtu wynosi 25euro od osoby/rejs. W przypadku czarteru całego jachtu 200euro/do podziału na załogę. Istnieje możliwość wypożyczenia zestawu pościeli na czas rejsu – 20euro/os/komplet -> prześcieradło, poszwa, poszewka, duży ręcznik Po każdym rejsie, chętnym osobom kapitan wystawia opinie żeglarskie zgodne z wymogami PZŻ. Proponujemy ubezpieczenie się na czas wyjazdu za naszym pośrednictwem w firmie ubezpieczeniowej Allianz => szczegóły Pomagamy w wyszukaniu najbardziej korzystnych połączeń lotniczych- na wszystkie rejsy są tanie, bezpośrednie loty z Polski i Niemiec! . Nie znalazłeś rejsu dla siebie- > napisz do nas, przygotujemy ofertę indywidualną lub dostawimy kolejny jacht! Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z rejsów rodzinnych z ubiegłych lat! Jeżeli jesteście zainteresowani rejsem – napiszcie do nas a prześlemy Wam pełną ofertę wraz z kalkulacją ceny dla Waszej rodziny! Na poszczególne rejsy możecie się zgłaszać telefonicznie bądź mailowo pisząc na adres biuro@ Zapraszamy!
Obejrzano: 157 razyDodano: 2022-01-06Kierunek: Rejsy śródlądoweTermin: - (8 dni)Cena: 1 299 zł /za osobęW cenie: -pakiet upominków dla każdego -pobyt na jachcie -opłaty portowe za jacht: prąd, miejsce przy kei, woda -opieka sternika/instruktora na czas żeglugi -wstęp do wybranych atrakcji -ubezpieczenie jachtu NW i OC -ubezpieczenie uczestnikówJacht: Antila 26,27 lub podobnej klasyTrasa: Start sobota Ryn-jezioro Ryńskie-Zatoka Skonał-jezioro Tałty-jezioro Mikołajskie- Mikołajki-jezioro Śniardwy-Marina Śniardwy-jezioro Bełdany-Galindia-Sun Port-Ryn powrót sobota NAJWAŻNIEJSZE ATRAKCJE: -wspólny czas ojców z dziećmi -nowe przyjaźnie z rówieśnikami (kilkadziesiąt dzieciaków na każdej edycji) -gry na jachcie i w terenie, dużo aktywności (dla chętnych). Nuta zdrowej rywalizacji w grze "Skarb Galindów" -poznanie i odwiedzenie tajemniczych miejsc -czas na chillout i wypoczynek -zdobywanie umiejętności i wiedzy -magiczne kociołki -niezastąpione SUPy, slackline -wyjątkowe upominki i nagrody -super fotki z drona i nie tylko -żeglowanie na Mazurach -obcowanie z dziką przyrodą UMIEJĘTNOŚCI I BEZPIECZEŃSTWO: -nie trzeba mieć żadnego doświadczenia w żeglowaniu. To bezpieczny sport pod opieką doświadczonych sterników/instruktorów -nie trzeba potrafić pływać wpław, żeby żeglować -umiejętności żeglowania, kto będzie chciał będzie mógł nauczyć się sterować jachtem, składać maszt czy cumować -Mazury to bezpieczny akwen wodny oczywiście z zachowaniem określonych zasad bezpieczeństwaOrganizator: Tata na MazuryKontakt: Wspomnij, że ofertę znalazłeś na e-mail: tatanamazury@ kom: 510 513 310[akceptuję] Strona obsługuje pliki cookies. Jeżeli chcesz korzystać z serwisu, musisz wyrazić na to zgodę. Możesz także zmienić ustawienia dotyczące cookies. Więcej informacji na stronie polityka cookies.
Wakacje pod żaglami są zdecydowanie naszą ulubioną formą wypoczynku. Obie nasze dziewczynki zaczęły z nami żeglować zanim nauczyły się przewracać na brzuszek. W zeszłym roku odkrywaliśmy Zatokę Sarońską w Grecji, w tym wybór padł na Chorwację. Dlaczego? Mówi się żartobliwie, że pan Bóg po stworzeniu świata, 7-go dnia odpoczywał w Dalmacji 🙂 To w istocie prawdziwy raj dla wszystkich turystów z żeglarzami na czele! Mimo że pływaliśmy na tym akwenie w sumie nawet kilkadziesiąt razy, to znów udało się nam odkryć nowe, piękne naszym rejsie wzięły udział dwie rodziny z dziećmi w wieku od 13 miesięcy do 10 lat. Kołem zamachowym młodszej części załogi były bez wątpienia dwie 4-letnie dziewczynki. Obie czuły się na jachcie niczym w pływającym domku dla lalek – tylko Ken’a było im brak. W niczym nie przeszkadzało nam, że nasi przyjaciele nigdy nie byli na rejsie. Tym większą satysfakcję mieliśmy odsłonić przed nim ten wyjątkowy sposób spędzania wakacji. Na pokładzie wszystko przebiegało sprawnie. Oboje z żona jesteśmy kapitanami a cenne wsparcie przy wszystkich manewrach otrzymywaliśmy od chłonącego żeglarskie rzemiosło ojca i syna, który o dziwo podczas rejsu był w stanie oderwać wzrok od ekranu tableta 🙂Pływający domPlanując rejs nie mieliśmy wątpliwości, że wybierzemy katamaran. Latem w Chorwacji na ambitne żeglowanie raczej nie ma co liczyć, a ilość płaskiego miejsca przy rejsie z dziećmi jest sprawą kluczową. I nie pomyliliśmy się. Przez cały tydzień postawiliśmy tylko dwa razy przedni żagiel i to raczej do zdjęć. Pływaliśmy katamaranem Bali ze stoczni Catana. Jak żegluje powiedzieć nie możemy 🙂 Jednostka ta ma jeden niewątpliwy walor – to zamykana niczym brama garażowa ściana od strony rufy, tworząca swoisty zamknięty salon połączony z kambuzem. Gdy jacht jest wyposażony w klimatyzację to uzyskujemy dużą, wygodną przestrzeń chroniącą przed żarem lejącym się z nieba. Wewnątrz jest gigantyczny stół na którym dzieciaki mogą uskuteczniać wszelkie prace plastyczne. Tak dużego mebla nie spotkaliśmy nawet w znacznie większych jednostkach 🙂 No i ta lodówka z zamrażarką – normalnej wielkości niczym w domowej kuchni. Wygodne ale… brak zabezpieczeń przed przechyłami powoduje, że strach pomysleć co by się działo podczas złej pogody… Najbardziej jednak dotkliwy dla naszych małych żeglarek był brak siatki rozpiętej z przodu pomiędzy pływakami. Dla dzieci w tym wieku ta naturalna trampolina jest ważniejsza niż wszelkie inne elementy jachtu 🙂Wybór Chorwacji poza walorami przyrodniczymi i doskonale rozwinięta infrastruktura podyktowany był także wygodą. W tym sezonie pojawiły się loty bezpośrednie linii Ryanair z Poznania do Zadaru. Mając za sobą niejedną podróż z dziećmi wiemy, że dobra logistyka potrafi być podstawą udanego wypoczynku. Podróż nad Adriatyk od drzwi domu zajęła nam 3,5 godziny zamiast doby w samochodzie. Loty odbywają się w poniedziałki i czwartki. Pozwoliło nam to spędzić jeszcze dwa dni przed i dwa po rejsie na zwiedzaniu dalmackiego wybrzeża. chorwacja blogProlog rejsu – odyseja samochodowaNa lotnisku w Zadarze odebraliśmy wypożyczonego wcześniej busa, którym wygodnie dojechaliśmy do Trogiru. Taki wybór może nie jest najtańszy. Za 8-osobowego VW Caravelle zapłaciliśmy za trzy dni ok 2200 zł. Spory udział w tej cenie miało oddanie samochodu w innym miejscu – lotnisku Split. Uważamy jednak, że był to dobry wybór. Podróżowaliśmy wygodnie całą ekipą, zatrzymując się po drodze w każdym miejscu, które się nam spodobało. Nocowaliśmy kolejno w miejscowości Pakostane oraz w Rogoznica, a zwiedziliśmy Zadar, Biograd, Vodice, Primosten. Tym samym mogliśmy pokazać te wszystkie miejsca naszym znajomym i… nie płynąć tam juz jachtem 🙂Dysponując dużym samochodem mogliśmy zrobić zaprowiantowanie na rejs i podwieźć je pod sam jacht. Pozwoliło nam to oddać cumy już w sobotę popołudniu. Mogliśmy też zrealizować wyjątkową fanaberię – odebrać z punktu IKEA w Splicie fotelik do karmienia Juleczki. Ten najprostszy plastikowy mebel ma w sobie magiczną moc – nasza córka w nim siedzi! Dzięki temu my sami możemy się cieszyć posiłkiem 🙂 Miejsca na katamaranie na szczęście nie brakuje. Fotelik służył nam dobrze. Nosiliśmy go ze sobą nawet do restauracji. O dziwo mało który lokal jest wyposażony w takie rejsuNasz rejs rozpoczęliśmy w najnowszej z 3 marin w Trogirze – Marina & Yacht Service Center. Miejsce na rozpoczęcie rejsu w tej części Chorwacji jest doskonałe. Na odległość rzutu rękawiczką szotową jest starówka Trogiru wpisana na Listę Unesco. Uberem z lotniska Zracna Luka – Split, dojedziecie tu w 10 minut. Wybór tras rejsu jest stąd niemal nieograniczony. Na Kornaty – proszę bardzo, do Dubrovnika – czemu nie. Podczas naszej rodzinnej przygody postanowiliśmy nie porywać się na dalekie wyprawy. Wybraliśmy miejsca odległe od Trogiru zaledwie o kilka godzin żeglugi. Szczęśliwie okazało się, że nasi towarzysze nie mają parcia na paradowanie co wieczór w marinach ACI. Spędziliśmy 3 noce w spokojnych zatoczkach na kotwicy i na boi. Pozostałe trzy cumowaliśmy w blogPodczas naszego rejsu odwiedziliśmy:Port Milna – Wyspa BracWejście do zatoki Milna, jak i samo miasteczko jest urocze i zdecydowanie warto tu zawinąć. To główny port i miasto na olbrzymiej wyspie Brac. To oczywisty kierunek dla załóg, które już pierwszą noc w środkowej Dalmacji pragną spędzić poza portem macierzystym. Dzięki wcześniejszym zakupom i sprawnemu odebraniu katamaranu, wypłynęliśmy z Trogiru już po godzinie Pozwoliło nam to zająć miejsce w Marinie ACI w Milnej. Wszystkie pozostałe, tańsze miejsca były już zajęte. Za komfort bycia w lokalizacji premium, trzeba dość słono zapłacić. Za 40 stopowy katamaran zapłaciliśmy tam za noc prawie 1100 HRK(niemal 650 złotych)! Kiedy dzieci zasnęły, zaryzykowaliśmy zamówienie dania na wynos w pizzerii Slika. To był strzał w dziesiątkę. Kalmary i miecznik wprost rozpływały się w ustach! Zagryzaliśmy świeżutkim pieczywem z otwartej do późna piekarni Milna. Rano spacer z dziećmi dookoła portu oraz kawa i sok pomarańczowy z widokiem na wypływające jachty. Nie sposób wyjechać z Milnej nie zaopatrując się u najsłynniejszej babci na wyspie, która od lat produkuje i sprzedaje lokalne alkohole, oliwę i kosmetyki. Wystrój piwniczki jest urzekający. Znajdziecie ją tuż za wspomnianą wcześniej pizzerią Grad – Wyspa HvarLeżący nieco na uboczu w głębokiej zatoce port Stari Grad okazał się prawdziwą perełką. Jest to najstarsze miasto w Chorwacji, założone jeszcze przez starożytnych Greków w 384 roku Przez ponad 2400 lat następujący po sobie gospodarze stworzyli wyjątkowe miejsce o pięknej architekturze. Wąskie, zadbane, klimatyczne uliczki i place pełne oryginalnych galerii, knajpek i sklepów, potrafią wciągnąć na długie godziny. Amatorzy listy Unesco odkryją tam starożytny system proporcjonalnego dzielenia działek pod uprawy winorośli. Także port, każdego wieczora do ostatniego miejsca zajęty jachtami, wygląda imponująco. Po rejsie wszyscy zgodnie ogłosiliśmy to miasto najpiękniejszym jakie wczesnego przybycia do zatoki, miejsca od strony miasta już zabrakło. Staliśmy więc po przeciwnej stronie i najszybszą formą komunikacji okazał się nasz ponton 🙂 Postój tutaj był znacznie tańszy i kosztował ok 800 HRK. Poza niezaprzeczalnego czaru miasta, mocnym punktem programu była ram dla nas gradska plaża i znajdująca się tuż obok restauracji Eremitaz. Zjedliśmy tam zupełnie smaczny obiad i daliśmy się wyszaleć dzieciom w płytkiej wodzie. Nasz 10-letni załogant, dostarczone zachłannie do organizmu kalorie, spalał na pływającym, dmuchanym placu zabaw, których w Chorwacji spotkaliśmy bardzo wiele. Radości było tak dużo, że odpuściliśmy sobie wyjazd taksówką do głównego miasta wyspy Hvar. Swoją drogą uważamy, że to Stari Grad jest bardziej atrakcyjny od wiecznie zatłoczonego i trudno dostępnego jachtem miasta Paklińskie – czyli jak nie Palmizana to co?Kolejnego dnia znów Hvar na celowniku. Tym razem zdobywany taksówką wodną z mariny Palmizana. To najpopularniejszy pomysł na zwiedzania miasta wśród żeglarzy. Zamiast w marinie ACI, spróbowaliśmy swoich szans na bojach w zatoce od południowej stronie wyglądającej niczym stonoga wyspy. Mimo wczesnej pory okazało się, że boje już zarezerwowane i wynocha. Stanęliśmy na kotwicy w kolejnej zatoczce, dowiązaliśmy się długą liną do brzegu i… spędziliśmy wspaniałe popołudnie i noc w ciszy i spokoju. Naszej załodze leniwe pływanie wpław i na wypożyczonej desce SUP, spodobało się tak bardzo, że i tym razem Hvar poszedł w odstawkę. Zgonie ustaliliśmy, że właśnie taki sposób spędzania czasu odpowiada nam najbardziej. To kwintesencja żeglarskiego klimatu, absolutnie niedostępna stacjonarnym turystom!chorwacja blogVis – VisWyspa Vis odkryła swoje piękno turystom dopiero po rozpadzie Jugosławii. Wcześniej była to wojskowa baza. Do dziś atrakcją jest tu zwiedzanie bunkrów dla łodzi podwodnych czy kwatery pana Tito. Obecnie czystymi, pięknymi plażami oraz doskonałym winem i oliwą mogą cieszyć się wszyscy! Zatoka w której znajduje się miasto Vis oferuje bezpieczny postój dla wielu jednostek. Większość jest ich jednak na bojach. Aby stanąć przy nabrzeżu trzeba być dość wcześnie. Dla naszej rodzinnej ekipy było to ważne aby na ląd schodzić przez trap a nie pontonem. Udało się i na kawkę i soczek mieliśmy dosłownie kilka metrów 🙂 Dla rodzin z dziećmi atrakcją jest plaża Prilovo, znajdująca się za cyplem z piękną świątynią św. HieronimaDla łakomczuszków polecamy wybrać się spacerem do restauracji Pojoda. Znajduje się zupełnie na wschód od centrum miasta. W zacisznym podwórku, zacienionem bambusową barierą, znajdziecie prawdziwe rarytasy lokalnej kuchni. Serwowane przez niezwykle sympatyczną obsługę (co stwierdzając ze smutkiem nie jest już tak oczywiste w zadeptywanej turystami Chorwacji). Jedzenie było obłędne! Nie był to tani obiad, ale w porównaniu do podobnych cen gdzie indziej, warty swojej ceny. Oliwa, którą dostaliśmy do moczenia chleba była tak pyszna, że aż zamówiliśmy od kolegi kelnera 5 litrów z myślą o zabraniu do wypożyczać samochód na VisOdradzamy na rejsie z dziećmi wypożyczanie tam samochodów. Zanim się ogarnęliśmy do wyjazdu po obiedzie była godzina Dojechaliśmy tylko na drugą stronę wyspy do miasta Komiza. Tam krótka kąpiel na malutkiej plaży Lucica, szybki spacer malowniczą uliczką Ribarską i powrotna na jacht… Wakacje z małymi dziećmi rządzą się swoimi prawami 🙂 Kolejnego dnia, mając nadal samochody, trochę na siłę wybraliśmy się na jedną z „must see” plaż na wyspie – Teplus. Efekt – kąpielisko w niczym bardziej atrakcyjne dla dzieci niż to nieopodal portu Vis. Zapłaciliśmy za dwa liche fiaty panda ponad 800 HRK. Nie było gdzie ich zaparkować na noc. Chcąc odwiedzić tylko Komize, lepiej pojechać tam lokalnym autobusem albo taksówką. Taniej, szybciej, bez problemów 🙂Po oddaniu samochodów postanowiliśmy zostać na Vis jeszcze jedną noc. Najpierw odbyliśmy obowiązkową wyprawę pontonem do schronu na łodzie podwodne, znajdującego się nieco na północ od portu Vis. Następnie obraliśmy kurs na zatoczkę Stoncica wcinająca się głęboko w północno-zachodnią część wyspy. Jest tam przygotowanych kilkanaście boi, które kosztują 250 HRK za noc. Po nocnym zgiełku miasteczka, tutaj znowu odpoczęliśmy wsłuchani tylko w odgłosy wiosła naszej deski SUP. Swoją drogą ta forma aktywnego wypoczynku powoli skrada serca żeglarzy. Obserwowaliśmy ją na co drugim jachcie. Nasze pierwsze kroki, wyglądały na tyle obiecująco, że na pewno do tego sportu wrócimy 🙂Blue Lagoon – Drvenik VeliNasza załoga tak zasmakowała w nocnym kotwiczeniu w zatokach, że na ostatnią noc wybraliśmy miejsce widniejące na wszystkich ofertach wycieczek w tej części Dalmacji. Była to Błękitna Laguna we wschodniej części wyspy Drvenik Veli. Miejsce pełne turystów zwożonych masowo w ciągu dnia, odzyskuje magiczne piękno wieczorem, kiedy zostają tam tylko żeglarze. Chłonęliśmy każdą spędzoną tam minutę. Daliśmy się skusić jednej z dwóch działających tam knajpek, a mającej najlepsze opinie – Konoba Krknjasi. Jedzenie było tam przyzwoite, zwłaszcza pyszny stek. Ceny jednak poszybowały tutaj do gwiazd, które potem trawiąc kolację na pokładzie chętnie oglądaliśmy 🙂Płyńmy w dół do starego Trogiru juz czasPiątek, ostani czarterowy dzień na wodzie, to tradycyjnie powrót do bazy armatora. Zanim wbiliśmy się do kolejki tankujących paliwo jachtów zatrzymaliśmy się w Zatoce Racetinovac. To taki malowniczy języczek wcinający się od północy w zachodni półwyspem wyspy Ciovo, połączonej od ubiegłego roku dwoma mostami z kontynentem i miastem Trogir. Warto się tam zatrzymać na ostatni kąpiel przed skrępowaniem jachtu po raz ostatni więzami cum. Jest czysto, spokojnie, kotwica dobrze blogEpilog rejsuDwa dni spędzone stacjonarnie w Trogirze niemal doprowadziły nas do obłędu. Dopiero wtedy w pełni doceniliśmy nasze wakacje pod żaglami, nawet jeśli nie rozwinęliśmy ich nawet na chwilę. Na łodzi zyskuje się wolność, przestrzeń i powiew wiatru, nawet gdy jest on wywołany poruszającym się na silniku katamaranem. Zawsze możemy schronić się w cieniu albo wręcz zatrzymać i zanurzyć w chłodnej wodzie. Ze nutką zazdrości patrzeliśmy na te z jachtów które wypływały na kolejny tydzień w rejs… W mieście, nawet najpiękniejszym, życie kończy się w tym klimacie o rano, a zaczyna znów o Pobyt na otwartej przestrzeni w środku dnia zakrawa o masochizm. W tym słońcu nie da się przetrwać. Co za płytkie jest myślenie ludzi z północy, że siesta to wybieg próżniaków z południa! To jedyna szansa na przetrwanie. Można tylko chodzić od knajpy do knajpy… Swoją drogą, jeśli już iść na obiad w Trogirze, to rekomendujemy Restaurant Kamerlengo. Jedzenie tutaj to raj dla podniebienia. Nektarem jest tam bez dwóch zdań krem z krewetek!Po tygodniu naszej wspólnej morskiej przygody, nasza załoga wypowiedziała najlepszą rekomendację dla rejsów rodzinnych: – „nie wyobrażamy już sobie lepszych wakacji”Cieszymy, się, że to właśnie my pokazaliśmy im ten światchorwacja blog
rejs ojców z dziećmi